::R3932 : strona 35::
„Braterstwo miłujący”
— 1 PIOTRA 3:8 —
Miłość do braci jest w Piśmie Świętem wystawiona jako jeden z niezaprzeczalnych dowodów członkostwa w Ciele Chrystusowym. Miłość ta może być w różnym stopniu, lecz ona musi być w nas w pewnym stopniu, jeżeli jesteśmy Pańscy, bo „kto Ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego” (Rzym. 8:9). Nie jest dostatecznym, aby ten ogień świętej miłości do braci był w naszych sercach tylko rozniecony; on musi gorzeć, płonąc i wytwarzać w nas nie tylko ciepło miłości, ale gorejącą miłość – miłość, która by nie tylko przeoczała różne słabości i niedoskonałości w braterstwie, a zauważyła wszelkie zalety, lecz miłość która byłaby gotowa kłaść życie za braci, ponieważ oni należą do Chrystusa, są Jemu poświęceni, bez względu jak wiele muszą walczyć przeciwko grzechowi i słabościom.
Jak to już nieraz wykazaliśmy, poselstwo Ewangelii nie pociąga wielu zacnych, mniej upadłych członków ludzkiego rodu, ponieważ tacy zazwyczaj mają w sobie poczucie wyższości i samozadowolenia, i nie widzą potrzeby Zbawiciela, lecz zdaje im się, że Zbawiciel potrzebny jest tylko tym bardziej zdegradowanym. Natomiast ludzie mniej znani, a więcej upadli, rozumieją do pewnego stopnia swój opłakany stan i bardziej od innych są skłonni do przyjęcia Pańskiego zaproszenia: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzyście spracowani i obciążeni, a Ja wam sprawię odpocznienie”. Przeto większość prawdziwych wierzących składa się ze schorowanych grzechem i obciążonych różnymi niedoskonałościami. Zgodnie z tym czytamy w Piśmie Świętym, że niewielu mądrych, niewielu zacnych, niewielu uczonych i niewielu możnych według ciała wezwał Bóg do wysokich przywilejów Jego Kościoła i klasy wybranych. Wobec tego, gdy niektórzy z zacniejszych, więcej uczonych lub bardziej utalentowanych przyjmują Boską łaskę, to staje się to dla nich pewnego rodzaju próbą, gdy muszą uznać za braci (z powodu wiary w Chrystusa i pragnienia wyższych rzeczy) niektórych bezecnych, których towarzystwem i społecznością według ciała pogardziliby. Jest to drugi powód, że niewielu wielkich, mądrych, uczonych i zacnych uczyni swe wezwanie i wybranie pewnym. Wielu z nich dozwoli cielesnym uczuciom zapanować i wzgardzą niektórymi braćmi, a kto wzgardzi choćby najmniejszym członkiem Ciała Chrystusowego, ten w takim też stopniu gardzi Głową, czyli Jezusem, który przyjął danego członka i który wymaga, aby wszyscy co chcą być Jego członkami miłowali jedni drugich, jako On ich umiłował.
Pan nie mówi, że mamy miłować wszystkich braci jednakowym stopniem miłości. Przeciwnie, Swym własnym przykładem Pan nam pokazał, że najwyżej mamy oceniać i miłować tych, którzy posiadają najwięcej Jego ducha – tych, których serca są w najbliższej zgodzie z Boską wolą. Nasz Pan chociaż miłował wszystkich Apostołów, to jednak szczególniejszymi względami obdarzał Piotra, Jakuba i Jana. Jego szczególniejsza miłość do tych trzech była niewątpliwie z powodu ich szczególnego zainteresowania i gorliwości ku Niemu i Jego sprawie. Przeto i my, jako postępujący śladami Jezusa, możemy mieć większą miłość do tych, którzy odznaczają się większą gorliwością i prawdziwą serdecznością; lecz taka miłość ignoruje bogactwo, wykształcenie lub ziemskie stanowisko – ignoruje ciało a uznaje ducha, wolę, serce.
Doświadczani tą miłością do braci, wielu z takich, którzy mieli szacunek dla Pana jako ich Odkupiciela, powstrzymali jednak swój duchowy wzrost, zwolnili w ubieganiu się o wysoką nagrodę, narazili się nawet na utratę takowej, ponieważ zaniedbali się w zastosowaniu do Boskiego wymagania „Braterstwo miłujcie”. Tacy powinni tę sprawę poważnie rozważyć, z biblijnego punktu zapatrywania i zadecydować, że uniżenie się, jakie trzeba uczynić, aby przyjąć niektórych cieleśnie mniej zacnych, jest widocznie konieczną zaletą charakteru, którą oni muszą w sobie wyrobić. Pomiędzy owoce ducha Apostoł wlicza także pokorę. Ci, którym brak pokory, czyli pyszni, znajdują się w stanie serca nieodpowiednim do Królestwa; a wyższe stanowiska w życiu, umysłowe, moralne lub społeczne wyróżnienia, są niekorzystne do wyrobienia w sobie pokory, cichości i cierpliwości wobec słabości i wad innych. Widzimy więc, że podczas gdy bracia słabsi i cieleśnie więcej upośledzeni mają w pewnym znaczeniu więcej trudności i więcej do przezwyciężania, to znowu ci zacniejsi z urodzenia lub z talentów, mają cięższy bój pod innymi względami. Niechaj tedy tak jedni, jak i drudzy wzmacniają się, bo chociaż lekcje jakich nauczyć się muszą różnią się znacznie, to jednak mają tego samego wielkiego Nauczyciela i ten sam rezultat do osiągnięcia. Nauczyciel ten jest w stanie dopomóc bezecnym do stopniowego pokonywania ich cielesnej szorstkości i nieudolności, oraz do bojowania coraz lepszego boju w Jego imieniu i przy Jego pomocy. Jest On również w stanie dopomóc tym zacniejszym do wyrobienia potrzebnej pokory, cierpliwości i sympatii wobec mniej zacnych. Zacniejsi bracia mają piękną ilustrację w samym Panu; On, który był bogaty pod każdym względem i ponad wszelkie porównanie, doskonały we wszystkich zaletach charakteru, utalentowany i najzacniejszy – On dla nas stał się ubogim, Sam się uniżył i zajął miejsce niewolnika, cierpiał za nas i umarł On sprawiedliwy za niesprawiedliwych. Wystawił nam przykład, abyśmy Go naśladowali, a im zacniejszymi jesteśmy z natury, tym chętniej powinniśmy to czynić oraz więcej oceniać i wyrabiać w sobie owoce Ducha Świętego, wzrastając coraz więcej w sympatii i w podobieństwie do Niego.
„MIŁUJCIE NIEPRZYJACIOŁY WASZE”
Zachodzi pewna różnica pomiędzy napomnieniem, aby miłować braterstwo, a tym aby wydawać życie za braci. Cokolwiek uczynimy jednemu z członków Ciała Chrystusowego, komukolwiek z wierzących, Pan mówi, że On ocenia to jakoby było uczynione Jemu. Przeto jak byłoby naszym obowiązkiem, przywilejem i radością wydać nasze życie w służbie Panu, tak powinniśmy osiągnąć podobną miłość do braci. Ponieważ oni są Jego, powinniśmy więc z rozkoszą kłaść nasze życie w służbie dla braci, aby w ten sposób dowieść naszą wierność Panu i Jego sprawie. To niekoniecznie znaczy wydawanie fizycznej energii, zdrowia i życia na fizyczną (cielesną, ziemską) służbę braciom, chociaż i to w niektórych wypadkach byłoby korzystnym. Jednakowoż naśladowcy Pana nie są braćmi według ciała, ale według ducha, stąd napomnienie do wydawania naszego życia za braci znaczyłoby szczególnie, że mamy wydawać fizyczne zdrowie lub siłę, znajomość, talenty i wszelkie zasoby w służbie dla duchowego dobra Pańskiego ludu. Na przykład gdybyśmy głosili prawdę i w łączności z tą pracą ponosilibyśmy pewne ofiary, zaparcie samego siebie, utratę siły itp., to w takim stopniu byłoby to wydawaniem życia za braci, za współczłonków Ciała Chrystusowego.
Braćmi, za których mamy wydawać życie, nie są tylko ci, którzy znają prawdę i są w duchowej społeczności z nami. Być może, iż mniej sposobności mamy do wydawania naszego życia za takich braci aniżeli za innych. Na przykład są bracia prawdziwie wierzący w Pana i poświęceni Jemu, którzy znajdują się dotąd w Babilonie – w niewoli, w ciemności. Tym szczególnie potrzeba, abyśmy poświęcili nieco naszego czasu, wpływu lub zasobu ku ich oświeceniu i wyprowadzeniu z ciemności. Prawda, że Bóg Sam mógłby ich wyprowadzić, ponieważ wszystkie rzeczy są w Jego mocy, włączając złoto, srebro i bydło na tysiącach gór; lecz On łaskawie pozostawił nam sposobność, abyśmy mogli używać czasu, talentów i zasobów danych pod naszą kontrolę, a które poświęciliśmy na służbę Jemu. Jak niekorzystnym byłoby dla nas, gdybyśmy postawieni byli w takich warunkach, gdzie nie byłoby żadnych sposobności do używania swych talentów w służbie naszemu Królowi; ile to stracilibyśmy radości, jakiej doznajemy w tej służbie i ofierze; ilu to duchowych ćwiczeń bylibyśmy pozbawieni, a także duchowego wzrostu, który jest wynikiem tychże ćwiczeń! Przeto Bóg pozostawił otwarte drzwi sposobności służenia braciom, a stopień naszej miłości do braci jest w oczach Bożych mierzony naszą gorliwością, z jaką staramy się używać talentów będących pod naszą kontrolą. Niechaj to rozważanie o naszej miłości i gorliwości wobec braci, a co jest świadectwem naszej miłości i wierności ku Panu, rozbudzi w nas większą energię i wierność w Jego służbie.
Zaznaczyliśmy powyżej, że miłowanie braterstwa jest inną sprawą. W miarę jak wzrastamy w łasce i w znajomości, a miłość Boża, będąc „rozlana w naszych sercach” (Rzym. 5:5) wzrasta i coraz więcej napełnia nas – prowadzeni jesteśmy do jeszcze obszerniejszej miłości – poza domowników wiary, za których mamy być gotowi wydawać życie. Uczymy się miłować wszystkich ludzi, a nawet tych, którzy źle nas rozumieją i z tego powodu są naszymi nieprzyjaciółmi – tych wszystkich uczymy się miłować jako braci. Nie jako braci w Chrystusie (bo braterstwo to jest szczególniejszym i bardzo drogim pokrewieństwem), ale jako braci jednej rodziny Adamowej, odkupionej przez Jezusa, a więc na mocy tego kupna, rodziny drugiego Adama.
W miarę naszego wzrostu w łasce i w znajomości jesteśmy w stanie coraz wyraźniej rozeznawać ten fakt, że wszyscy ludzie zrodzeni są w grzechu i że są dziećmi gniewu, zaciemnionymi nieświadomością i przesądami. Z racji upadku są oni wytrąceni z równowagi umysłowej i fizycznej, znajdując się w rzeczywistości w okropnym stanie, jak Apostoł określa, są „wzdychającym stworzeniem”. O ile możemy patrzeć na biedny, upadły świat z Boskiego punktu zapatrywania, jesteśmy w stanie sympatyzować z wszystkimi ludźmi, tak jak jest powiedziane, że Bóg spojrzał i wysłuchał wzdychania więźniów, to znaczy więźniów grzechu, śmierci i grobu (Ps. 102:20,21). Rozumiemy, że oni byli zrodzeni w grzechu, poczęci w nieprawości – że ponadto ich styczność ze złem tym więcej ściągnęła ich na dół, a Szatan, on wielki przeciwnik naszego rodzaju, ustawicznie stara się zaciemniać ich oczy wyrozumienia i przekręcać Boski plan i charakter.
Mając to wszystko na uwadze, wielką sympatię czujemy do tych braci według ciała, do grzeszników, obcych, cudzoziemców, a jednak odkupionych i będących na drodze do chwalebnych błogosławieństw Tysiąclecia. Mówimy sobie: Jeżeli Bóg tak ich umiłował, jeżeli Chrystus umarł za nich tak samo jak za nas, to czemu nie mielibyśmy być wobec nich wielce miłosiernymi, sympatyzującymi, czyniąc wszystko co w naszej mocy, aby dopomóc im do odwrócenia się od ciemności do przedziwnej Boskiej światłości, z drogi grzechu na drogę sprawiedliwości, z niewoli Szatana do wolności, którą Bóg nas uwalnia – do wolności synów Bożych, którą obiecał w przyszłości obdarzyć wszystkie ludy, rodzaje, narody i języki.
====================
— 1 lutego 1907 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: