::R3839 : strona 261::
Młodzieniec wobec kazalnicy
— MOWA SENATORA ALFREDA BEVERIDGE’A —
Naród Amerykański jest w sercu religijnym narodem. Jest także praktycznym i nie bojaźliwym. Przysłuchując się niektórym rozmowom pospolitego Amerykanina można się przekonać, iż laicy (świeccy ludzie) naszego narodu mają pewne stanowcze poglądy odnośnie kazalnicy, człowieka, który ją zajmuje i dzieła, jakie on sprawować powinien. Miliony ludzi w swych sercach odczuwają nie tylko potrzebę, lecz i wielkie pragnienie pewnych rzeczy duchowych, dostarczeniem których jest zadaniem kazalnicy. Niniejsza rozprawa jest w celu przemówienia do przekonania młodzieży, która się sposobi by zająć zaszczytne stanowiska nauczycieli ludu.
Powróciłem właśnie z kościoła mówi do mnie pewnego dnia przyjaciel, lecz czuję się znudzony i zniechęcony. Poszedłem by usłyszeć kazanie a usłyszałem krasomówstwo. Udałem się na nabożeństwo a zostałem tylko nieco zabawionym. Kaznodzieja był bardzo ogładzonym człowiekiem, a jego mowa ucztą rozumową, lecz ja nie poszedłem do kościoła, aby słuchać zawodowego mówcę. Gdy potrzebuję pewnego rozweselenia to idę do teatru, lecz nie lubię słuchać kaznodziei, który przeważnie usiłuje okazać się oratorem lub aktorem. Przyjemnie mi, gdy jest on jednym i drugim, lecz przede wszystkim ja bym pragnął, aby on przedstawił poselstwo Mistrza, by kazał o Chrystusie i Jego ukrzyżowaniu.
Człowiek, który to powiedział był dziennikarzem, w wieku dojrzałym, wysokiej nauki, obszernego doświadczenia, dobrze zaznajomiony z ludźmi i z życiem.
Przeto młodzieńcze, który masz chęć być kaznodzieją wiedz, że świat najpierw i to przede wszystkim żąda od ciebie, abyś był sługą Ewangelii. Nie wymaga, abyś lśnił, abyś był mężem uczonym, mądrym lub wymownym, posiadał talenty, które by uczyniły twoje imię sławnym. Ludzie będą radzi, gdy będziesz mógł być tym wszystkim, lecz głównie żąda, abyś był kaznodzieją Słowa Bożego. Spodziewają się również, abyś wszystkie twoje zdolności poświęcił twojemu powołaniu. Ludzie, którym służysz spodziewają się, iż będziesz zdolnym przemówić tak do ich serc, jak i ich przekonań, że będziesz im mówił o tych wzniosłych rzeczach wiary jak również o głębokich zagadnieniach życia i śmierci. Ludzkość będąc znużoną i słabą potrzebuje i spodziewa się z kazalnicy usłyszeć słowa pociechy, pomocy i ukojenia a które może wypowiedzieć tylko taki kaznodzieja, który oprócz swej świętej misji zapomniał o wszystkim innym. Przeto powinieneś wszystkie swoje dodatnie przymioty poświęcić dla sprawy Bożej, której stałeś się przewodem. Nie dbaj wiele o własną wielkość i sławę, lecz raczej staraj się, abyś wiernie wypełnił obowiązek swojego powołania.
Czyniąc to musisz być zupełnie pewnym swej własnej wiary. Człowiek, który podejmuje się głosić Wiarę Chrześcijańską a sam w skrytości serca swego kwestionuje tę wiarę, popełnia świętokradztwo za każdym razem, gdy wchodzi na kazalnicę. Zanik żywego interesowania się religią tak jawny w niektórych kościołach jest właśnie wynikiem instynktownej świadomości wiernych, że kaznodzieja mówi raczej ze zwyczaju i z konieczności aniżeli z przekonania i to, co on głosi pochodzi z jego widzimisie, zamiast być kierowanym Duchem Świętym, a mówiąc bez ogródki: on sam ani połowy tego, co mówi nie wierzy.
Człowiek ten przemawiał tak, jakby był znudzony ustawicznym powtarzaniem swych kazań, powiedział raz pewien bliski obserwator znużonego kaznodziei. Jest rzeczą pewną, że wygłaszając nawet polityczną mowę, daleko większy wpływ na słuchaczy wywrze ten, który przemawia z przekonania wierząc w to, co mówi, aniżeli inny mówca daleko wymowniejszy, ale o którym słuchacze wiedzą iż przemawia raczej z urzędu. Bez względu jak ogładzonych frazesów ten ostatni mówca używa, bez względu jak bogatą w głębokie myśli jest jego prelekcja i jak doskonałą jego sztuka wymowy, to jednak nie oddziała na słuchaczy tak dodatnio jak mniej wymownego prelegenta, którego słowa zasilane są jego mocnym przekonaniem.
Prelegent zawodowy, lecz nie mający przekonania w to, co mówi, jest podobny do chemicznie sporządzonego ziarnka pszenicznego, które aczkolwiek posiada wszystkie cechy i elementy prawdziwego ziarna, lecz nie ma w sobie owej iskry życia, która powoduje wzrost.
Jeżeli tedy sam nie wierzysz w to, co głosisz – to nie usiłuj nakłaniać drugich do uwierzenia. Okazałbyś się nieuczciwym, jeżeli byś to czynił. Ludzie spodziewają się abyś najpierw sam był przekonanym, a jak możesz przekonać drugich, jeżeli sam o tym, co mówisz nie jesteś przekonanym?
Jak możesz wskazać na źdźbło w oku brata twego, jeżeli belki w swym własnym oku nie widzisz? Albo jak powiesz bratu twemu: Pozwól, że wyjmę źdźbło z oka twego; a oto belka w twoim własnym? Obłudniku, wyrzuć wpierw belkę z oka twego tedy przejrzysz, abyś mógł wyjąć źdźbło z oka brata twego.
Świat głodnym jest prawdziwej wiary. Nie wątp w to ani na chwilę. Wielu mężczyzn i niewiast obecnego czasu wolałoby raczej poznać gruntownie kilka fundamentalnych zasad religii Chrześcijańskiej, aniżeli silić się na zdobycie cielesnych darów, jakich fortuna hojnie dostarczyć im może. Lecz liczne te rzesze chcą wierzyć; nie chcą one rozprawiać, ani by im rozprawiano. Chcą wierzyć zupełnie tak, by wiara ich równała się nieomal widzeniu. Wątpliwość sprawia niepokój. My laicy chcemy pewności.
W kilku minionych latach starałem się zasięgnąć opinii najzdolniejszych i najwięcej doświadczonych tak mężczyzn jak i niewiast, z którymi się spotykałem, odnośnie nieśmiertelności. We wszystkich wypadkach znalazłem, iż sprawą tą interesował się każdy więcej, aniżeli jakimikolwiek innymi sprawami.
„Zdobyć pewność, że umarły człowiek będzie kiedykolwiek żył ponownie z intentyczną świadomością samego siebie, wolałbym raczej aniżeli posiąść wszystkie bogactwa Stanów Zjednoczonych lub zdobyć najwyższe i najzaszczytniejsze stanowisko, jakie tylko świat dać może”, powiedział człowiek, który znany jest jako jeden z najzdolniejszych przywódców przedsiębiorstwa kolejowego w Stanach Zjednoczonych.
„Gdy jestem w samotności rozmyślam nieraz o wielu dziwnych rzeczach. Czy dusza jest nieśmiertelną i czym właściwie jest dusza?” Ten, co to powiedział był politykierem i to politykierem zawodowym i nikt by nie przypuszczał, iż on jest człowiekiem, który zajmuje się rozmyślaniem o podobnych rzeczach.
Widzisz więc młodzieńcze, który do stanu duchownego lub kaznodziejstwa się sposobisz iż ludzie wszelkiego typu i stanowiska rozmyślają o tych poważnych zagadnieniach których masz się stać tłumaczem. Taki jest stan umysłu wielkich mas ludu.
A jakim jest stan umysłu młodego kaznodziei? Kilka lat temu pewien człowiek mając dobrą sposobność wybadania i prawdopodobnie otrzymania szczerej odpowiedzi, stawiał każdemu młodemu kaznodziei, jakiego spotykał podczas letnich wakacji, następujące pytania, pierwsze: „Wierzysz ty w Boga osobę; Boga definitywną inteligencję – nie w związek sił czy praw przenikających jakoby mgła cały wszechświat, lecz w Boga osobę na wyobrażenie, którego sam stworzonym zostałeś? Nie rozprawiaj; nie objaśniaj; lecz powiedz szczerze: czy umysł twój jest w takim stanie abyś z przekonaniem mógł odpowiedzieć: Tak lub Nie”. Ani jeden nie odpowiedział „Tak”. Każdy próbował objaśniać, iż Bóstwo może być definitywną inteligencją, lecz może też nią nie być; iż najnowsze zdobycze naukowe sprawiły znaczne zamieszanie tej sprawy itd. Drugie pytanie było: „Czy wierzysz, że Chrystus był Synem Boga żywego posłanym przez Niego na zbawienie świata? Nie pytam się czy był On natchnionym tak jak każdy wielki nauczyciel moralności bywa natchniony, bo nikt w to nie wątpi, lecz czy wierzysz, iż Chrystus był prawdziwym Synem Bożym posłanym na świat ze szczególną Boską misją, że umarł na krzyżu i że zmartwychwstał. Tak, czy nie?” I znowu ani jednej odpowiedzi nie było z niezachwianym przekonaniem „Tak”. Lecz znowu objaśnienia były podawane, i co najmniej w połowie tych przykładów suma ich odpowiedzi była, iż Jezus był najdoskonalszym człowiekiem, jakiego świat kiedykolwiek widział i że był On największym nauczycielem moralności.
Potem następowało trzecie pytanie: „Czy wierzysz, że gdy umrzesz będziesz żył ponownie, ze świadomą inteligencją, znając samego siebie i drugich ludzi?” Znowu ani jednej pewnej i stanowczej odpowiedzi nie było. Naturalnie oni tego nie wiedzieli. Ma się rozumieć, iż nikt tego pozytywnie wiedzieć nie może. Przeciętnie byli skłonni przypuszczać, że tak, lecz nasuwały się im bardzo uporczywe sprzeczności itd. itd.
Ludzie, do których te pytania były skierowane byli przeważnie duchownymi wysokiej rangi. Jeden z nich zdobył już dystyngowaną reputację w New Yorku i w Stanach Nowej Anglii dla swej wymowy i pobożności. Każdy z nich miał ogromne powodzenie w nowoczesnych kongregacjach. Lecz każdy z nich zauważył brak wpływu na serca swoich słuchaczy i przypuszczając, że te same warunki rozszerzają się na wszystkie nowoczesne kazalnice. Jednak żaden z nich nie zauważył, iż główny powód onej, przez nich tak nazwanej „rozkładającej się wiary” nie leży w ich słuchaczach, lecz w nich samych.
Jak tacy oziębli kaznodzieje mogą rozgrzać ludzkie dusze? Jak tacy apostołowie niepewności i powątpiewań mogą nawrócić świat? Nie były to jednak ogólne wzory, lecz raczej wyjątki. Znaczny procent kaznodziei wierzy, iż rzeczywiście znają prawdy, jakie głoszą.
Wiara jest zaraźliwą. Jakub Witcomb Riley, którego słodycz charakteru i szlachetność duszy dorównywały jego geniuszowi dał mi najlepszy przepis wiary w Boga, Chrystusa i w żywot wieczny, jaki kiedykolwiek słyszałem. „Tylko wierz” – powiedział on, „nie rozprawiaj o tym, nie kwestionuj tego, lecz powiedz sobie, Ja wierzę. Następnego dnia znajdziesz się wierzącym już z mniejszą niepewnością aż w końcu wiara twoja stanie się absolutną, pewną, utwierdzoną”.
A czemuż by nie, ty wyszkolony w szkole szumnej mądrości i filozofii, a którego mądrość, jak to Savanarola dobrze powiedział, w końcu w niwecz się obraca – czemuż by nie? Bo jeżeli nie możesz dowieść istnienia Boga, Chrystusa i Nieśmiertelności, to jest też więcej niż pewnym, iż nie zdołasz dowieść, że ich nie ma, a zatem bezpieczniej a nawet jest rzeczą rozumną wierzyć w te cudowne rzeczywistości lub koncepcję – jeżeli słowo to lepiej ci się podoba.
Doktryna o szlachetności była jedną z najpiękniejszych ludzkich pomysłów. Była ona oparta na rozumowaniu, że człowiek szlachetny syn zacnego rodu, nie powinien czynić nic złego, bo byłoby to niegodnym jego pochodzenia i złą formą. Lecz gdyby człowiek został w swym sumieniu przeświadczony, iż jest on synem najzacniejszego nie ziemskiego władcy, nie dyplomaty, rycerza, uczonego lub magnata, lecz – Boga żywego, którego władza nad całym wszechświatem panuje; jak zacnym, jak szlachetnym, i pięknym musiałby się stać jego stosunek do życia, warunków i jego bliźnich!
Naturalnie, iż każdy rozumie to, że kazania i wiara nie jest jeszcze wszystkim, co dla swych bliźnich kaznodzieja czynić powinien. „Wiara bez uczynków jest martwą”. Każdy, co czyta Biblię rozumie to. Lecz niniejszy, artykuł jest o młodzieńcu i kazalnicy – jest wysiłkiem by dać mu pojęcie jak lud, któremu ma głosić kazania patrzy na tę sprawę, jak będzie go cenił, oraz czego ten lud, któremu ma on swe życie poświęcić, przede wszystkim potrzebuje.
Nie głoś pomsty, kar i innych strachów za dużo. Gdzie zauważysz grzech idź i strofuj go bez litości. Czyń swoje gromienie stanowczym i ostrym a nie leniwym, nudnym i bezpożytecznym. Mów tak, by zabić (grzech). Nie zapominaj, co Mistrz powiedział ludziom żyjącym w Jego czasach: „Rodzaju jaszczurczy”. Lecz gromienie nie było głównym tematem Jego posłannictwa. Wiedział On, iż inne sprawy były na świecie i w ludzkiej naturze oprócz wad i grzechów. Najwięcej mówił On o rzeczach miłych i godnych słyszenia. Pamiętaj, iż przyjście Jego ogłoszone było „zwiastowaniem wielkiej radości”.
Zrozumiał wielką prawdę ten, który zrozumiewa, iż jest coś dobrego w najgorszym z nas i gdyby tylko mógł on to dobre poznać i zachęcić do rozwoju to ono pokonałoby w nas to, co jest złego. Pamiętaj na przysłowie: „trochę kwasu całe zaczynienie zakwasza”.
Nie bądź też oratorem melancholii. Dosyć jest przygnębienia na świecie, więc nie dodawaj go jeszcze przez przygnębiające kazania lub okazywanie długiej twarzy. Zresztą nie jest to tym, do czego się sposobisz. Naród będzie bardzo rad, gdy wraz z Izajaszem będziesz mógł powiedzieć: „Pomazał mnie Pan abym opowiadał Ewangelię cichym, posłał mnie(…)abym zwiastował wolność pojmanym, a więźniom otworzenie ciemnicy, abym ogłosił miłościwy rok Pański(…)abym cieszył wszystkich płaczących. Abym dał im ozdobę miasto popiołu, olejek wesela miasto smutku, odzienie chwały miasto ducha uciśnionego”.
Taka mowa pocieszy ludzi i przyniesie im duchową korzyść. Nie ma w niej (w Biblii) nic przygnębiającego, a przy tym jest ona właśnie tym, do czego cię ona zachęca, abyś ludowi głosił. Ludzie jej też pragną i potrzebują – potrzeba im ozdoby miasto popiołu (szarej maski obłudy i czczych frazesów), olejku wesela (ducha ukojenia i radości wypływającego z słuchania prawdziwej Ewangelii) zamiast smutku, odzienia chwały (wyznania wzniosłego, chwalebnego, godnego miana „Chrześcijańskiego”) zamiast ducha ściśnionego (z powodu niepewności, zwątpienia lub bojaźni). Zaiste, warto jest dzielić się z ludem tymi rzeczami. Gdy takie będą owoce twoich warg i takim plon twego ducha, to ławki twego kościoła nigdy pustkami świecić nie będą. Lud chce usłyszeć o czymś lepszym aniżeli dotąd słyszał.
O jak piękne są na górach nogi tych, którzy opowiadają rzeczy pocieszne. Nikt nie lubi gromiciela. Ma się rozumieć, gdy gromienia potrzeba, grom, lecz nie czyń gromienia swoim zwyczajem. Zgromadzenie, któremu służysz nie zniesie nadużycia w tym względzie, chyba, że tego rzeczywiście potrzebuje. Lecz gdy twoi słuchacze będą potrzebowali gromienia zniosą je. Świadomie, czy nieświadomie poznają oni, iż chłosta, jaką ich darzysz jest lekarstwem ku ich uleczeniu. Danej chwili mamy wszyscy takie różne trudności, że wolimy raczej słyszeć, że przychodzą lepsze czasy. Przeważnie czujemy się tak zmęczonymi, że pragnęlibyśmy raczej słyszeć coś w tym rodzaju: „Pójdźcie do mnie wszyscy którzyście spracowani i obciążeni a ja wam sprawię odpocznienie”.
Religia, jaką głosisz posiada swoją żywotność w onej chwalebnej nadziei, jaką ona w sobie obejmuje. Ludzie pragną wiedzieć czy ich czeka radość w życiu przyszłym, a nawet i w doczesnym, jeżeli będą czynić dobrze na ile to dla nich możliwym. Chcą oni słyszeć o „Domu Ojca” i Jego „wielu mieszkaniach” oraz o Tym, który odszedł, aby przygotował tam dla nich miejsce.
Domagają się wiadomości o ich szczęściu w jakiejkolwiek formie: choćby tylko w usłyszanym kazaniu, jeżeli nie otrzymają go w zapewnieniach Religii to któż może ich winić, gdy powiedzą: „Jedzmy, pijmy i weselmy się, bo jutro pomrzemy?” Bo jest to rzeczą pewną, że pomrą jutro, na ile to się świata tyczy.
Jeżeli nie wierzysz, iż Religia oznacza szczęście, porzuć kazalnicę a zajmij się rolnictwem. Produkty rolne nakarmią przynajmniej ciało, lecz twoje słowa lub kazania nie poparte wiarą i niepotrzebnej desperacji, nikogo ni nakarmią. Dodaj więc piękności, nadziei i radości do twych kazań; niech słuchacze twoi będą wzruszeni radością, że są Chrześcijanami.
Rozmyślaj o wszystkich i o każdym z przedmiotów nauk i słów Chrystusa. On mówił o modlitwie i wypełnianiu Zakonu, mówił o panach i sługach, o czynieniu jałmużny, o małżeństwie i rozwodzie, o stosunku dzieci do rodziców, o obyczajach, wesołości i walkach, o pracy, pokarmach i proroctwach, o handlu i lichwie, o grzechu i sprawiedliwości, o pokucie i zbawieniu itp. Zaiste, iż przez Swoje nauki On uszlachetnił nasze codzienne życie i chwalebnym zwycięstwem zakończył.
Nie przypuszczam, aby zwykły świecki człowiek dbał wiele o to abyś mu prawił jakieś nowości na kazaniu. Faktycznie nie może być nawet żadnych nowych nauk o moralności. „Naszym zadaniem” powiedział pewien światły kaznodzieja, „jest ogłosić stare prawdy nowoczesnym sposobem wyrażania się”. Jest to trafne określenie. W nauce, postęp znaczy zmiany; w moralności, postęp znaczy stabilizacja (niezmienność). Żaden człowiek nie może sobie rościć pretensji, iż wyrzekł ostatnie słowo w nauce; lecz Mistrz wyrzekł ostatnie słowo w moralności. Ze wszystkiego cokolwiek jest mówione lub czynione jedno zdaje się być pewnym, mianowicie, iż czego miliony pragną i potrzebują z nowoczesnej kazalnicy to owocnego nauczania Chrześcijańskiej Religii. Oni pragną nauk fundamentalnych, chcą decyzji i pewności. Ich umysły muszą być przekonane, a nawet więcej, ich serca muszą być pocieszone.
====================
— 15 sierpnia 1906 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: