::R3754 : strona 108::
Moc zmartwychwstania w Jezusie
— Łuk. 7:1-17 — APRIL 15 —
I rzekł jej Jezus: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot” – Jana 11:25
Moc zmartwychwstania znajdowała się w naszym Panu Jezusie, bo w Bożym planie było, że to On miał zbawić świat przez ofiarowanie Siebie i następnie go odbudować. To obejmowało nie tylko wskrzeszenie z umarłych, ale także takie używotnienie, które by pokonało stopniowy proces zamierania przez choroby i ostatecznie podniosło człowieka coraz wyżej i wyżej, do pełnej doskonałości, jaką pierwotnie posiadali nasi pierwsi rodzice w raju, a którą utracili w rezultacie nieposłuszeństwa, na mocy wyroku. „Dusza, która grzeszy, ta umrze” (Ezech. 18:4). To jest najważniejszy szczegół całego planu Bożego, nam objawionego. Jasne zrozumienie tej części Boskiego planu dopomoże nam do dobrego zrozumienia każdego innego szczegółu tegoż planu. Musimy pojąć to, że śmierć jest to brak życia, utrata życia – że jest to kara na nasz ród, bo zostaliśmy uznani za niegodnych życia.
Wszelkie wzmianki o przyszłym życiu są jednocześnie zapowiedzią odkupienia od przekleństwa, czyli wyroku, jaki spadł na nas z racji grzechu pierworodnego. Skasowanie tego wyroku nie przywraca jednak życia, nie odbudowuje ludzkości, ale usuwa tylko zaporę, jaka stoi na przeszkodzie przywróceniu człowieka do wszystkiego, co było utracone. Stąd też wynika, że dzieło naszego Zbawiciela ma być następne. Najpierw ma być dzieło odkupienia; odkupienie zostało dokonane przy Jego pierwszym przyjściu – i w tym Wieku (okresie) Ewangelii przyjmuje On niektórych odkupionych za Swoich członków, za Swoją Oblubienicę, Swój Kościół, pod Swój kierunek, jako Głowy, aby byli Jego współpracownikami w wielkim dziele restytucji, jakie należy do następnego okresu.
Po drugie, restytucja ma być dziełem naszego Pana w następnym Jego przyjściu, kiedy Jego Kościół, Jego członkowie, będą już wybrani, wypolerowani, przygotowani, uwielbieni i złączeni z Nim w chwale, w czci i nieśmiertelności. Wtedy zupełne dzieło odkupienia będzie użyczone ludzkości świata – nie przez wskrzeszenie ich z martwych do absolutnej doskonałości w jednej chwili, ale przez obudzenie ich najpierw ze snu śmierci, a potem, przez karność i instrukcje Wieku Tysiąclecia, podniesieni będą stopniowo, stosownie do ich własnej woli i współpracy, krok po kroku, podnosząc się z grzechu i ze stanu śmierci do życia wiekuistego, w miarę tego jak się dostosują do tych łask i sposobności. Nieposłuszni, uznani za niegodnych życia wiecznego, będą wytraceni przez wtórą śmierć.
JEZUS-ŻYCIODAWCA
Słowa naszego złotego tekstu, choć specjalnie odnoszą się do Pana naszego w przyszłości, w początku Jego rządów Tysiąclecia, kiedy pokona śmierć przez wyrwanie ludzkości z jej mocy, z wielkiego więzienia i ze słabości, jakie towarzyszą stanowi upadku, stosują się też w niemniejszym stopniu do Jego pierwszego przyjścia. Prawda, że ofiara naszego Pana skończyła się dopiero, gdy umarł na Kalwarii, a ofiary członków Jego Ciała miały skończyć się dopiero za kilkanaście stuleci, to jednak, gdy Pan nasz w trzydziestym roku życia dokonał całkowitego poświęcenia Siebie Ojcu, to ten plan Boży, którego wykonania On się tam podjął, obejmował wszystkie następne szczegóły – dokończenie Jego własnej ofiary jak i ofiary Jego skompletowanego Ciała, Kościoła.
Że Ojciec Niebieski w ten sposób pojmował Jego ofiarę okazuje się to z udzielenia Ducha Świętego, którym pomazanie uczyniło Jezusa Mesjaszem, Chrystusem, nadzieją Kościoła, który jest Jego Ciałem, a ostatecznie nadzieją wszelkich rzeczy. Ponieważ tedy Pan nasz nigdy nie pogwałcił tego przymierza ofiary, ponieważ stosował się w dalszym ciągu do tego przymierza i ponieważ Ojciec za takiego Go uznawał, dlatego właściwym było dla Niego myśleć, działać i mówić z tego stanowiska, co nie tylko spoglądało do końca Jego własnej ofiary, ale z ufnością upatrywało końca Wieku Ewangelii, a zarazem było zapowiedzią Wieku Tysiąclecia, że wszystkie dobre zamierzenia Boże będą ostatecznie wykonane w Nim i przez Niego. Z tego, więc punktu zapatrywania Jezus powiedział: „Jam jest zmartwychwstanie i życie”. Wiedział, że dzieło ofiarne, jakiego się podjął, zdobędzie dla Niego przywilej stania się dawcą życia dla świata i że w toku korzystania z tego prawa On nie tylko podniesie z grobu, ale zupełnie ze stanu śmierci do doskonałości, wszystkich, którzy przyjdą do Ojca przez Niego – wszystkich, którzy ujawnią, prawdziwie serdeczne życzenie powrotu do miłościwego posłuszeństwa względem Stwórcy.
CUDA PANA NASZEGO UJAWNIENIEM
Cuda Pana naszego dokonywane były celem ujawnienia Go, jako Życiodawcy, nie tylko, jako mającego prawo, czyli przywilej dawania życia, ale także mającego w tym przyjemność. Z tego punktu widzenia cuda Pana naszego wyglądają, jako blade ilustracje, wskazujące w ograniczonym stopniu na to wspanialsze dzieło, jakiego On, wspólnie ze Swym uwielbionym Kościołem, dokona dla ludzkości w czasie swych rządów w Tysiącleciu, kiedy wszystkie niewidzące oczy będą otwarte i wszystkie niesłyszące uszy będą odetkane, kiedy wszyscy ułomni umysłowo, moralnie i fizycznie, będą uzdrowieni, a wszyscy umarli w przestępstwach i grzechach będą ożywieni i przez posłuszeństwo stopniowo odzyskają pełne przywrócenie wszystkiego, co utracili, jak to przyrzeczone było przez usta wszystkich świętych proroków od początku świata (Dz. Ap. 3:19-23).
Niniejsza lekcja następuje po kazaniu na górze – myślą przewodnią w umysłach św. Mateusza i św. Łukasza w takim podaniu tego opisu była najprawdopodobniej chęć wykazania, że Ten, który wygłosił te cudowne nauki na górze, był w całej pełni ujawniony przez cudowne moce, jakie w Nim spoczywały. Powrócił On do Kapernaum nad morzem Galilejskim, do miasta zamieszkania Piotra i innych, a w owym czasie i Samego Jezusa, ponieważ przez mieszkańców Nazaretu był wzgardzony i odrzucony. Pamiętamy, że podczas poprzedniego pobytu w Kapernaum uzdrowił On wielu i że bez wątpienia sława Jego dotarła do wszystkich klas ludności. Setnik rzymskiej straży, z kompanią żołnierzy, był tam stacjonowany, a kiedy wysoce ceniony sługa zachorował, Setnik wyraził życzenie, żeby mu go Jezus uzdrowił. Że był to człowiek skromny, jak również pełen wiary i dobroduszny, można to poznać z opowieści. Faktycznie, o ile sobie przypominamy, to wszyscy trzej setnicy, o jakich jest mowa w Nowym Testamencie, byli ludźmi zasługującymi na szacunek, – ten tutaj, następnie ten, który ukrzyżował Jezusa i w końcu powiedział: „Prawdziwieć ten był Synem Bożym”, no i setnik Korneliusz, pierwszy wyznawca pogańskiego pochodzenia — Mat. 27:54; Dz. Ap. 10:1.
SZLACHETNY SETNIK
Setnik, o którym jest tutaj mowa, był zarazem mądrym i skromnym. Zdawał sobie sprawę z tego, że jako poganin nie mógł on mieć specjalnego prawa zwracać się do tego żydowskiego Proroka, dokonującego dzieł dla Izraelitów, dlatego też postarał się o pośrednictwo pewnych starszych z miasta – nie starszych w Synagodze, ale wybitnych ludzi w mieście – żeby za niego przedłożyli Jezusowi jego prośbę i uzdrowienie jego sługi. Człowiek mniej skromny myślałby może o godności własnego stanowiska i zlekceważyłby różnice, jakie zarówno Żydzi jak i Pisma ustanawiają, ową „średnią ścianę” pomiędzy Żydem a poganinem, wykluczającego tego drugiego od korzystania z łask Bożych, jakie spływają na tego pierwszego. Był on jak ta syrofenicyjska niewiasta, która pragnęła okruszyn ze stołu dzieci bez przymawiania się jakoby to jej się prawnie należało.
Ci starsi, jego reprezentanci, wstawili się do Jezusa za nim, świadcząc, że choć nie jest on Żydem jednak jest człowiekiem szlachetnym, miłującym Izraela; wybudował im synagogę na ich nabożeństwa, w których nawet sam nie mógł brać udziału, będąc poganinem. Gdyby był inaczej postąpił, gdyby był zignorował to, że nie jest jednym z „dzieci”, to bez wątpienia koniecznym byłoby dla Pana naszego zadokumentować to zanim by się był dostosował do życzenia; ale wobec uprzedniego stwierdzenia tego wszystkiego przy wyrażeniu życzenia, Pan nasz prędko się do niego zastosował. Z tego wypływa dla nas nauka, że skromność umysłu przy udawaniu się do Pana w jakiejkolwiek sprawie czyni nas odpowiednio przygotowanymi do otrzymania Jego względów i dobrodziejstw. My także powinniśmy przyznać, że nie mamy żadnego prawa czy zasługi, żeby żądać, – że powinniśmy udawać się do Pana, jako niegodni błagający Go o łaskę i zlitowanie, a nie o należytość.
Następnie setnik przypomniał fakt, że jako jest on poganinem, to zgodnie ze zwyczajem żydowskim, niewłaściwym byłoby dla Żyda wchodzić do jego domu, że pewnego rodzaju zmazanie miałoby tu miejsce. Niewątpliwie pomyślał też o sobie, jako o grzeszniku, a że tu był przedstawiciel Najwyższego, którego moc on uznawał. Jego uczucia były bezwątpienia podobne do tych, jakie żywił Piotr, kiedy wykrzyknął: „Wynijdź ode mnie, bom jest człowiek grzeszny, Panie” (Łuk. 5:8).
Setnik rozumował, że jeżeli Pan mógł ujawniać moc będąc obecny we własnej osobie, to może też stosować moc w uzdrawianiu nawet w swej nieobecności; a może już nawet posłyszał był o uzdrowieniu syna szlachcica z jego własnego miasta, Kapernaum, kiedy to Jezus był w Kanie i tylko słowo wyrzekł. Kierując się tymi pobudkami, setnik natychmiast wysłał posłańca do Jezusa, wyrażając, że sam nie chciał trudzić Mistrza i że nie czuł się godnym goszczenia Go pod swoim dachem; wyraził teraz pełną wiarę w to, że słowo z Jego ust będzie wystarczające. Swoją wiarę w słowo Pana objaśnił on tym, że przecież i on sam ma pewnego rodzaju władzę, gdy może rozkazywać swym podwładnym, aby odchodzili i przychodzili, i że uznając Jezusa za pomazańca Pańskiego jest pewien, że posiada On kontrolę nad zjawiskami natury, jako jego sługami do tego stopnia, że może powiedzieć chorobie, żeby odeszła od sługi i ten wyzdrowieje.
WSPANIAŁA WIARA OBCEGO
Jezus uwierzył jego słowu i nie poszedł dalej, ale zadziwiony był taką mocą wiary w człowieku, mówiąc do ludu, który za nim szedł: „Nie znalazłem tak wielkiej wiary ani w Izraelu”. Tylko w jednym jeszcze miejscu czytamy, że Jezus „dziwował się”, a było to w wypadku niedowiarstwa ludności Nazaretu (Mar. 6:6). Ludzie tak długo względami obdarzani, tak obficie łaskami obdzielani, tak szczodrze karmieni Bożymi obietnicami i pouczani dzięki Bożej opatrzności, nie mieli wiary, jakiej się można było od nich spodziewać, – gdy tutaj poganie, łaskami nieobdarzani, posiadali wiarę pod wielu względami zadziwiającą. Nic dziwnego, że Pan nasz przeciwstawił lud z Kapernaum poganom Sodomy i Gomory. Nic dziwnego, że powiedział, że gdyby wielkie dzieła, jakie się stały w Kapernaum wykonane były w Sodomie i Gomorze, to te byłyby się ostały – nie byłyby zniszczone – pokutowałyby w worach i popiele.
Jakże się cieszymy, że Pisma zapewniają, że w planie Bożym wszystkim ludom pogańskim – zaprawdę, i wszystkim Żydom – dane będą łaskawe sposobności w okresie Tysiąclecia, by mogli powstać z grzechu i śmierci do stanu doskonałości i wiecznego życia utraconego przez grzech, a odkupionego przez drogą krew. Czy nas to również nie dziwi dzisiaj, gdy znajdujemy kogoś wybitnego w sprawach religijnych, który ma mniej wiary w Boga, w Jego dobroć, moc, mądrość i w Jego miłość, niż mają niektórzy z świata? Jakież to czasem niespodzianki będą pod tym względem, gdy znajomość Pana napełni całą ziemię a oczy pojmowania u całej ludzkości otworzą się by podziwiać chwałę Bożą. Jak wielu z tych, co nie byli ludem Bożym staną się Jego ludem; a jak wielu z tych, którzy teraz mają wiele różnych sposobności, może okażą się niższymi od tych, co teraz wydają się niższymi od nich.
Wkrótce potem Pan nasz, uczniowie i spory tłum tych, co szli za Nim zbliżali się do małego miasta, Naim, gdy naraz z bramy wyszedł orszak pogrzebowy, owdowiała matka, żałobni przyjaciele i ci, co nieśli trumnę, czyli mary, na których leżał umarły młodzieniec, syn jedyny owej matki owdowiałej. Pan nasz wzruszył się widokiem wdowich łez i rzecze do niej: „Nie płacz”, a przystąpiwszy, gdy stanęli ci, co nieśli trumnę, Jezus dotknął się jej i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. I który był umarł usiadł i począł mówić. W zmyślonej historii uważać by można za rzecz odpowiednią tutaj przypuszczać, że wdowa upadłaby do nóg Pańskich, sławiłaby Go głosem wielkim, i że cały tłum przyłączyłby się do chwalenia Go; ale w niewyszukanej opowieści niniejszej lekcji „wszystkich strach zdjął” – gdy sobie zdali sprawę, że Bóg był bardzo bliski nich a ujawniał się przez moc Jezusa.
Sama myśl o bezpośredniej obecności Boga napełnia ludzkość grozą, gdy sobie ludzie uprzytomnią świętość, absolutną doskonałość Wszechmocnego, w przeciwieństwie do ich własnych wad i niedoskonałości. Tłum wielbił Boga nie głośnymi hosannami, ale pełnym szacunku stwierdzeniem faktu, że wielki Prorok, wielki Nauczyciel powstał między nimi i że Bóg był z Nim, a mówili: „Bóg nawiedził lud swój”. Żydzi w owym czasie wspominali specjalne obcowanie Boga z ich ojcami, kiedy to cuda stwierdzały łaskę Pańską. Pamiętali również obietnice, że prorok na podobieństwo Mojżesza powstanie pośród nich z władzą jeszcze większą od tej, jaką miał Mojżesz. Spodziewali się do pewnego stopnia tego, o czym mówi Piotr w Dziejach Apostolskich (Dz. Ap. 3:19-21), że „gdyby przyszły czasy ochłody od obliczności Pańskiej” – to Pan Bóg ujawniłby Swoją łaskawość względem Swego ludu przez wzmocnienie ich, błogosławienie im, przez zesłanie im restytucji, o jakiej mówił przez usta tylu świętych proroków.
PROROK, KAPŁAN I KRÓL
Ich przypuszczenia były trafne: Jezus był wielkim Prorokiem, przedstawicielem Ojca i Jego łaski. A jednak jakże długą jest próba wiary! Jak długi okres czasu potrzebny jest na podniesienie członków Ciała Chrystusa i na wypełnienie się w całości planu Ojca Niebieskiego i czasu odrodzenia przy wtórem przyjściu Pana. Dzieło uzdrawiania naszego Pana i wskrzeszania były jedynie przypomnieniem lub wskaźnikiem czy wreszcie ilustracją wszelkiego powszechnego błogosławieństwa spływającego na ludzkość przez zasługę Jego posłuszeństwa aż do śmierci, w ofierze za nasze grzechy. Dlatego nic dziwnego, że wieść o Jezusie i Jego dziełach rozeszła się po wszystkiej okolicznej krainie.
Większego dzieła dokonywały cuda naszego Pana niż się to wtedy wydawało. Skłonni jesteśmy dziwić się, że tylko około „pięćset braci” zebrało się w ciągu nauczania Pana – że tylko tylu uznanych zostało za godnych miana braci i przywileju spotkania Pana naszego po Jego zmartwychwstaniu w ciągu czterdziestu dni. Jednakże możemy śmiało przypuszczać, że podczas nowej dyspensacji, za pośrednictwem apostołów od zesłania Ducha Świętego począwszy, wielce owocnym okazało się dzieło naszego Pana. Uważalibyśmy za prawdopodobne, na przykład, że ta wdowa z Naim i jej syn stali się później wyznawcami Jezusa i że inni w tym tłumie, którzy widzieli cud i byli odpowiednio duchowo nastrojeni znaleźli w tym dostateczną podstawę do swej wiary w Mesjasza. Nie możemy też wątpić, że gdy „średnia ściana” została zwalona i Korneliusz, pierwszy nawrócony poganin, został wprowadzony do braterstwa wiary, to ten setnik, którego sługa został uzdrowiony i który ujawniał tak szlachetny charakter, że ten przynajmniej był specjalnie podatnym do przyjęcia posłannictwa łaski i prawdy. Jedną naukę możemy wyciągnąć z tego, mianowicie, że nie trzeba się spodziewać natychmiastowych pełnych owoców z naszej pracy w służbie Pańskiej. Musimy się zadawalać pracą i czekać, uprzytomniając sobie to, że sam Pan stoi przy Swoim Słowie, przy Swoim posłannictwie, dokonując wyboru tych, których uważa za godnych wspólnego dziedzictwa w jego Królestwie. Nasuwa się też myśl, że może są osoby światowe, które mogą dojść do pewnego poznania prawdy a jednak nie dostąpić zupełnego błogosławieństwa z tego. Tacy z biegiem czasu, w rezultacie doświadczeń i trudności w czasie nawiedzenia, lub później, w okresie Tysiąclecia, skorzystają z naszych nauczań prawdy i z naszych obecnych starań o uwielbienie Pana w naszych ciałach i duchach, które są Jego.
Dlatego rozsiewajmy dobre ziarno wszędzie w miarę możności, boć nie wiemy, które się przyjmie, to czy owo. Czasami to, które otoczymy najlepszą opieką i zabiegami okaże się bezowocne, a niekiedy znów to, po którym najmniej się spodziewaliśmy, okaże się bardzo owocne. Pamiętajmy, że Pan nagrodzi nas według naszego zapału, czyli starań, a nie według rezultatów; zaiste, głównych rezultatów On szuka w nas samych, w rozwinięciu w nas przymiotów Jego ducha, które mają okazać się w wieloraki sposób w związku z naszą miłością dla Niego, dla Jego posłannictwa, dla braci, dla całego świata ludzkości, a nawet dla naszych wrogów.
„OŻYWCIE WASZE UMARŁE CIAŁA”
Pańskie nauczanie przez uzdrawianie trwało tylko przez parę lat i dotarło do stosunkowo niewielkiej liczby ludu żydowskiego, ale od Swego wniebowstąpienia prowadzi On dzieło uzdrawiania na jeszcze wyższym poziomie – przez Swoich uczniów, których uznaje za „członków Swego Ciała” (1 Kor. 21:27.). Za ich usługą wiele ócz zrozumienia zostało otwartych, wiele głuchych nauczyło się słuchać, wielu moralnie słabych i ułomnych zostało uzdrowionych, oraz wielu umarłych zostało wzbudzonych w tym znaczeniu, jak określił to apostoł, gdy powiedział: „I was ożywił, którzyście byli umarli w upadkach i grzechach”; i ponownie: „A tak jeśliście powstali z Chrystusem, tego, co jest w górze szukajcie”; i jeszcze w innym miejscu: „A jeśli Duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych, mieszka w was, ten, który wzbudził Chrystusa z martwych ożywi i śmiertelne ciało wasze przez Ducha swego, który w was mieszka” (Efez. 2:1; Kol. 3:1; Rzym. 8:11).
Jeśli skłonni jesteśmy do dziwowania się, że Żydzi odrzucili Jezusa po ujrzeniu Jego potężnych dzieł, to, co mówić o nas, gdy z jakiegoś powodu wpadamy w zwątpienie lub stajemy się niewiernymi względem Tego, który tak wyraźnie mówił do nas z nieba, przez którego siność zostaliśmy uzdrowieni, – co mówić o nas, którzy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że On rzeczywiście jest zmartwychwstaniem i życiem? Którzykolwiek doświadczyli tego ożywienia do nowego życia, tego spłodzenia z Ducha, ci doznali na sobie tak jasno Bożej mocy, dobroci, mądrości i miłości działających przez Jezusa, że będą bez wymówki „gdyby odpadli”. Stąd apostoł mówi, że byłoby niemożliwym, „aby się zaś odnowili ku pokucie” (Żyd. 6:6). Powiada nam, że w ich wypadku takie odpadnięcie byłoby świadomym, nie zaś wynikającym z nieuświadomienia lub słabości; i że odpadnięcie w ten sposób znamionowałoby takie samo usposobienie, jakie Żydzi ujawnili względem naszego Pana, kiedy Ten był z nimi – że byłoby to faktycznie nowym krzyżowaniem Pana i jawnym Go sromoceniem (Żyd. 6:6).
Jednakowoż, umiłowani, posługując się myślą apostoła, posiadamy więcej zaufania jedni do drugich, by przypuszczać takie niegodne zakończenie naszego powołania, taką niegodziwą odpowiedź na łaski i względy, jakich doznaliśmy z rąk Tego, który nas umiłował i odkupił swoją krwią najdroższą. Pozostańmy wiernymi, pamiętajmy, że dzieło zmartwychwstania, rozpoczęte w nas, jako w nowych stworzeniach, jest tym, które przy Boskiej łasce ma być dopełnione przy pierwszym zmartwychwstaniu, kiedy to w chwili przemiany mamy stać się podobni naszemu Panu, ujrzeć Go takim, jakim jest i podzielać Jego chwałę.
====================
— 1 kwietnia 1906 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: