::R3155 : strona 67::
Boski nadzór nad Jego świętymi
„Od Pana bywają sprawowane drogi człowieka dobrego, a droga Jego podoba Mu się. Gdy padnie nie stłucze się; albowiem Pan trzyma go za rękę jego” – Ps. 37:23,24
Kalwinizm miał swoje tak dobre, jak i złe strony. Powstanie Kalwinizmu było reakcją zacnych umysłów chrześcijańskich przeciwko fałszywym naukom. Fakt, że ci reakcjoniści posunęli się do krańcowości, nie powinien ich całkowicie potępiać, ani nie unieważniać dobrych zarysów ich nauk. Jest rzeczą zwykłą u ludzi przesuwać się z jednej krańcowości do drugiej, pomijając ośrodek rzeczywistej prawdy. Mamy dobry powód do wierzenia, że jest to częścią metody onego Przeciwnika, który w ten sposób stara się zaciemnić umysły tych, którzy szukają prawdy. On stara się odwieść każdego od prawdy możliwie jak najdalej, bądź w jednym, bądź w drugim kierunku. Toteż w każdej reakcji, czyli reformie, on niezawodnie starał się dopomagać reformatorom do posuwania się do przeciwnej krańcowości.
W „wiekach średnich”, główna myśl naszego tekstu – myśl, że Bóg opiekuje się każdym i wszystkimi ze Swego poświęconego ludu – została całkiem zarzucona. Myślą, wtedy nauczaną i na ogół podtrzymywaną było, że przeciętny człowiek, a nawet poświęcony wierzący, jest za mało znaczący, aby Bóg miał zwracać na niego Swoją uwagę; że pieczę nad duszami ludu Bóg powierzył Papieżowi i duchowieństwu. Nauka ta dominowała do takiego stopnia, że ludzie, którzy się jej poddali, wcale nie myśleli, aby Bóg miał być ich Pasterzem, a Jezus Chrystus Jego naznaczonym Przedstawicielem. Toteż nie mieli odwagi zbliżać się do Nich w modlitwie, ani nie myśleli, aby Bóg i Chrystus mieli nadzór nad ich sprawami. Przeciwnie, gdy potrzebowali przebaczenia za grzechy, mieli polecone udać się do księdza, wyspowiadać się i uzyskać rozgrzeszenie. Jeżeli mieli jakieś prośby do Boga, mieli takowe przedstawić księdzu albo modlić się do jakiegoś zmarłego świętego, aby ten wstawił się za nimi do któregoś ze zmarłych Apostołów lub do Marii, matki Jezusowej, aby Ci mogli wstawić się do Jezusa, a Jezus znowu z kolei, aby wstawił się do Ojca i w ten sposób dopiero ich sprawa mogła dojść do uwagi Boga i możliwie mogli otrzymać odrobinę błogosławieństwa jako okruszynę ze stołu.
Reakcja w czasach Reformacji powstała przeciwko takim właśnie rzeczom, a główną nauką Kalwinizmu było, że Bóg ma bezpośrednie zainteresowanie w tych, co przez zasługę Chrystusową stają się Jego dziećmi przez wiarę i poświęcenie. Trudno nawet obecnie pojąć jak wielkie błogosławieństwo spłynęło wtedy na lud Boży przez ożywienie tej nauki pierwotnego Kościoła. Musimy być wdzięczni Janowi Kalwinowi i jego współpracownikom za tę usługę, jaką wyświadczyli domowi wiary pod tym względem – chociaż jednocześnie musimy w zupełności odrzucić te części ich nauk, które w swej krańcowości twierdziły, że tak jak Bóg przewidział wybrany Kościół, specjalny i szczęśliwy przedmiot Swej opieki w Wieku Ewangelii i ostatecznie wywyższenie go do stanu niebieskiego, to z drugiej strony On najpierw zamierzył wieczne męki dla reszty rodzaju ludzkiego i przygotował odpowiednie na to miejsce, czyli piekło, a w tymże piekle różne straszne środki i narzędzia tortur. Bóg dozwolił (a nawet możemy powiedzieć, że użył Kalwina i jego współtowarzyszy) do przedstawienia bardzo ważnej prawdy, lecz jednocześnie dozwolił im przyczepić do niej tę straszną, bluźnierczą i zniesławiającą Boga naukę względem niewybranych. Dziękujemy Bogu, że z Jego opatrzności żyjemy w czasie, gdy Jego chwalebny zamysł, co do niewybranych może być wyraźnie rozpoznany, a tym samem charakter Boży został oczyszczony od tej plamy, jaka została rzucona przez tę błędną teorię.
Papieskie pojęcie o nieznaczności człowieka, choćby nawet dobrego, w oczach Bożych, jest o wiele zgodniejsze z pojęciem cielesnego, światowego człowieka, aniżeli myśl, że krokami dobrego człowieka kieruje Bóg. Człowiekowi cielesnemu trudno jest nawet wierzyć w Boga w ogóle. Spoglądając na wszechświat spostrzega ogromną wielkość i rozmaitość rzeczy stworzonych, lecz jego pierwsza myśl o wielkości i potędze Tego, który to wszystko stworzył jest prędko zagłuszana drugą myślą, że może Boga wcale nie ma – że to może są tylko „prawa natury”, które same się uformowały, same działają i, pod którymi wszystkie rzeczy istnieją i, że tak zawsze będzie. Człowiek taki utwierdzany jest w tych myślach pojęciami niektórych, co mienią się być uczonymi, ewolucjonistami lub wyższymi krytykami. Chociaż żaden z nich nie ma odwagi oświadczyć wyraźnie, że nie ma Boga, lecz tylko natura, to jednak do tego skłaniają się ich umysły. Oni nie odkryli dotąd żadnej formy życia, która by w pewnym znaczeniu i stopniu przekształciła się z jakiejś innej formy. Szukają jednak tego – szukają bardzo pilnie i spodziewają się odnaleźć coś takiego, na czym mogliby oprzeć swe twierdzenie, że wszelkie życie i wszelkie istnienie jest wynikiem prawa ewolucji, i, że nie potrzebowały interwencji Stwórcy nawet na początku. Z tego punktu zapatrywania, a szczególnie będąc popieranym przez dzisiejsze autorytety naukowe i religijne, człowiek cielesny popada w coraz większe niedowierzanie odnośnie Boga i dochodzi do konkluzji, że jeżeli jest Bóg, to jest On tak zajęty własnymi sprawami i sprawami istot na innych światach, że te miliony ludzi na naszej planecie są w Jego oczach tym, co miliony owadów w oczach ludzkich. Ludzie tak rozumiejący Boga nie są skłonni do myślenia, że przez Boga sprawowane bywają wszystkie drogi człowieka dobrego.
Tak jak za czasów Kalwina powstała reakcja przeciwko złym pojęciom pod tym względem, podobnie obecnie przeżywamy drugi kryzys. Żyjemy w czasach reakcji przeciwko dobrym pojęciom, w czasach propagowania złych myśli odnośnie Boga i Jego opieki nad ludźmi. W dawnych czasach we wszystkich teologicznych seminariach, tak samo jak i we wszystkich kolegiach i uniwersytetach chrześcijaństwa, nauki były w wyraźnym przeciwieństwie do tego, co mówi nasz tekst. Nauki te, co najwyżej godziły się z tym, że możliwym jest, iż ludzkość jako całość, znajduje się pod pewną Boską opieką i pod Jego nadzorem, lecz głównym uczuciem zdawało się być, że Bóg mniej zna biedną ludzkość i o wiele mniej dba o nią aniżeli jej teologowie, uczeni i reformatorzy.
Możemy powiedzieć, że jest pewien powód do tych różnych pojęć. Koła Boskiego Planu są tak wielkie, a wskazówki na Boskim zegarze posuwają się tak wolno, że cielesny człowiek nie spostrzega żadnego ruchu – nie rozumie, że Bóg sprawuje wszystkie rzeczy według rady woli Swojej. Nie przyjmując instrukcji Słowa Bożego światowa mądrość nie widzi celu Boskiego dozwolenia na „teraźniejszy świat zły” (Gal. 1:4) i nie widzi również jak te obecne lekcje i doświadczenia całej ludzkości wyjdą ostatecznie ku wielkiemu błogosławieństwu, jako część potrzebnej człowiekowi nauki, po której nastąpią instrukcje ku sprawiedliwości w Tysiącleciu. Światowa mądrość nie widzi powodu, dlaczego Kościół jest obecnie powoływany ze świata i przez różne próby, trudności i styczność ze złem bywa przygotowywany, ćwiczony i ogładzany do przyszłego chwalebnego dzieła błogosławienia wszystkich rodzajów ziemi. Nie rozumiejąc tych rzeczy – nie widząc celu dozwolenia złego, nie pojmując, dlaczego Bóg nie obezwładnił Szatana i nie uwolnił ludzkości z jego więzów zaćmienia i przesądów – świat doszedł do wniosku, że Bóg jest obojętny na sprawy ludzkie i, że wszelkie zaopatrzenia i zarządzenia dla społecznego postępu zależą od ludzkiej mądrości i dobroczynności.
Powinniśmy być wdzięczni Bogu za Jego łaskę, że wyrwał nas z tej ciemności, która jest nad światem, a częściowo także nad wielkim nominalnym chrześcijaństwem. Znajomość Boskiego planu ochrania nas nie tylko od błędów i przesądów „średniowiecza”, lecz także od niewiary, jaka obecnie ogarnia chrześcijaństwo i pozbawia ludność światła prawdy, ich radości w Panu, a także ich pokoju i ufności w Nim.
Dziękujemy Bogu za zdolność uchwycenia tej błogosławionej obietnicy naszego tekstu (a także innych, nie mniej ważnych obietnic) i radowania się w nich, mocni w Panu i w sile mocy Jego. Wraz z Apostołem możemy powiedzieć: „Jeżeli Bóg za nami, któż przeciwko nam?” (Rzym. 8:31). Jeżeli Bóg tak nas umiłował gdy byliśmy jeszcze grzesznymi, to o wiele więcej miłuje nas teraz gdy jesteśmy Jego ludem (Rzym. 5:8,9). Ten, który rozpoczął w nas to dobre dzieło jest gotów i chętny dokonać tego dzieła aż do dnia Jezusa Chrystusa (Filip. 1:6). Jeżeli jesteśmy Pańscy i mamy te różne zapewnienia Jego Słowa, to „wiemy iż tym, którzy miłują. Boga, wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu, to jest tym, którzy według postanowienia Bożego powołani są” – Rzym. 8:28.
Nie stosujmy jednak naszego tekstu nieuważnie; zauważmy, że on nie stosuje się do wszystkich ludzi, ale do „dobrych”. Myśl ta jest widocznie zgodna z innymi oświadczeniami wskazującymi, że Boska opieka jest nad sprawiedliwymi, jak na przykład czytamy: „Zna Pan drogę sprawiedliwych; ale droga niezbożnych zginie” (Ps. 1:6). „Zna Pan, którzy są Jego” (2 Tym. 2:19). Spoglądając w około siebie pytamy: Którzy to są tymi sprawiedliwymi? Którzy są tak dobrymi, aby mogli być właściwie nazwani ludem Bożym? Szukając odpowiedzi w Słowie Bożym znajdujemy, że ono mówi: „Nikt nie jest dobry tylko Bóg” (Mat. 19:17), a także: „Nie ma sprawiedliwego ani jednego” (Rzym. 3:10). Te świadectwa Słowa Bożego w zupełności zgadzają się z naszymi spostrzeżeniami, albowiem tak w sobie samych jak i w drugich znajdujemy niedoskonałość – niesprawiedliwość. Jak zatem pogodzić te świadectwa, że w Adamowym rodzie nie ma sprawiedliwego ani dobrego, a jednak Bóg oświadcza, że droga człowieka dobrego i droga sprawiedliwych znajduje się pod Boskim nadzorem? Odpowiadamy, że Pismo Święte wyjaśnia jak świadectwa te są w zgodzie jedne z drugimi; że jest klasa ludzi na tym świecie, której członkowie byli kiedyś dziećmi gniewu, jako i drudzy, lecz zostali pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, a ich Odkupiciela. Oni przyszli do harmonii z Bogiem i z Jego wolą w duchu ich umysłu, w ich sercu. Ich niedomagania, jakie wciąż jeszcze są im wiadome, a niektóre są również spostrzegane przez ich bliźnich, nie są słabościami ich woli, ich serca lub ich intencji, ale słabościami ich skażonego ciała i one liczą się jako przykryte zasługą ofiary ich Odkupiciela. W taki sposób Bóg oświadcza, że On może być sprawiedliwym a jednak usprawiedliwiającym tego, kto wierzy w Jezusa, ufa Jezusowi i przez Jezusa dostępuje odpuszczenia grzechów i zupełnego pojednania z Bogiem, odwracając się od grzechu. Tacy są sprawiedliwymi, są oni Jego ludem, są oni tymi „dobrymi”, do których nasz tekst może być zastosowany. Jest to błogosławiona klasa, szczęśliwy lud! Lud szczególny, przyszłe Królewskie Kapłaństwo – „wybrany” Kościół.
Gdy wykazujemy, że żadni inni, tylko ci sprawiedliwi i dobrzy znajdują się pod Boskim nadzorem i mają zapewnienie, że wszystkie rzeczy będą im dopomagać ku dobremu, to wcale nie mamy na celu zniechęcać drugich, lecz chcemy dać właściwe wyjaśnienie ich stanowiska i usunąć z ich umysłów wszelkie fałszywe nadzieje i złudzenia, jakimi może się łudzili. Czynimy to w tym celu, aby tacy mogli poznać, że przez właściwe przyjęcie Boskiej łaski ześrodkowanej w okupie i przez zupełne poświęcenie się Jemu, oni mogą natychmiast osiągnąć ten stan pojednania, społeczności i synostwa oraz stać się dziedzicami tej i wszelkich innych podobnych obietnic.
Któż nie zauważył, że ludzie, którzy wcale nie przyznają się, że są dziećmi Bożymi, którzy nie wierzą w okup i nie są poświęceni Bogu – gdy znajdą się w utrapieniu lub nieszczęściu, udają się do Boga w modlitwie i stosują do siebie obietnicę wyrażoną w naszym tekście? A jednak jest to daremnym, o ile oni wciąż jeszcze są „dziećmi gniewu” (Efez. 2:3). Jeżeli oni zauważyli bramę, przez którą mogli przystąpić do Boga i stać się członkami Jego rodziny, a pogardzili tą sposobnością lub zaniedbali ją, to jakież prawo mają oni przystępować do Boga w czasie utrapienia lub nieszczęścia? Zapewne wielka musi być ich łatwowierność, jeżeli łudzą się mniemaniem, że którakolwiek z tych obietnic Bożych stosowana może być do nich. Nie staramy się wstrzymywać kogokolwiek od udawania się do Boga we właściwy sposób w czasie utrapienia, lecz chcemy być zrozumiani, że smutek, a nawet żal za grzechy nie jest jeszcze pokutą; że smutek i utrapienie nie stanowią bramy zbliżenia się do Boskiej łaski, i, że tak w czasie utrapienia, jak i w każdym innym czasie, żaden nie może zbliżyć się do Ojca inaczej jak tylko przez Syna – „przez wiarę w Jego krew” (Efez. 1:7; Kol. 1:14, 20; 1 Jana 1:7). Tych, którzy przechodzą przez srogie doświadczenia i czują potrzebę wielkiego Wybawiciela, zachęcamy aby przystąpili do Boga z wiarą i poświęceniem, by tym sposobem mogli znaleźć się pod Jego ochroną; lecz nawet wtedy oświadczamy im, że byłoby lepiej gdyby byli udali się do Boga przed utrapieniem – byłoby lepiej gdyby spokojnie i poważnie rozważyli dobroć i wielkość Bożą a ich własną nieudolność, a także właściwość ich poświęcenia się i przywilej przyjęcia Boskiej łaski w Chrystusie, aby przez podjęcie tych kroków mogli stać się dziedzicami wszystkich wielkich i kosztownych obietnic zapewnionych tym, którzy miłują Boga.
Niektórzy mogą tu zapytać: Co stanowi usprawiedliwiającą wiarę? Odpowiadamy: Jest to wiara w Boga oparta na tym, co On objawił i będąca w harmonii z tymże objawieniem. Abraham uwierzył Bogu i był usprawiedliwiony przez tę wiarę; a jednak wiara Abrahama była o wiele mniej zrozumiewająca aniżeli wiara, która usprawiedliwia lud Boży w obecnym czasie, ponieważ w międzyczasie Bóg rozwinął i rozszerzył Swoje objawienie. Wiara Abrahama objęła wszystko co Bóg obiecał, mianowicie: błogosławienie wszystkich narodów ziemi przez jego potomstwo; wiara jego widocznie uchwyciła tę myśl, iż Boska obietnica obejmuje w sobie powstanie od umarłych, nie tylko tych z jego potomstwa, ale także wszystkich rodzajów ziemi, jakie już przeszły do grobu. Abraham nie mógł uczynić nic więcej jak uwierzyć w to i pod niektórymi względami była to większa próba wiary, aniżeli jest nasza większa wiara w czasie obecnym; albowiem on nie mógł widzieć jak Bóg mógł być sprawiedliwym a jednak usprawiedliwiającym tego, kto wierzy w Jezusa; gdy zaś my, żyjąc już po dokonaniu owej wielkiej okupowej ofiary, możemy widzieć, w jaki sposób ta sprawa jest możliwa. Jednak usprawiedliwiająca wiara w czasie obecnym musi wierzyć w zapiski, jakie Bóg dał nam o Swoim Synu. Nie wystarczy uznać Jezusa jako jednego z zacnych członków naszego rodu, ani nawet, że był On najprzedniejszy ze wszystkich. Boskie objawienie wykazuje więcej niż to, więc i nasza wiara musi być czymś więcej. Musimy przyjąć wiarą, że Jezus był „święty, niewinny, niepokalany” (Żyd. 7:26) i odłączony od grzesznego rodzaju – że pozostawił chwałę jaką miał u Ojca i zajął miejsce i stan pierwszego doskonałego człowieka, aby mógł odkupić go i całe jego potomstwo, które popadło pod jego potępienie śmierci. Musimy wierzyć, że Pan nasz Jezus Chrystus wydał Samego Siebie na okup za wszystkich. Musimy również wierzyć, że był to dostateczny okup, czyli cena za świat – że okup ten wystarczył na zadośćuczynienie za grzechy nasze oraz za grzechy całego świata. Musimy wierzyć, że Ojciec zatwierdził, czyli wydał świadectwo tego doskonałego posłuszeństwa przez to, że wzbudził Jezusa od umarłych; że On wstąpił na wysokość, okazał się przed oblicznością Bożą za nami i dokonał pojednania za nasze nieprawości przez zasługę Swej ofiary. Musimy także wierzyć, że jesteśmy przyjęci w Onym Umiłowanym, którego Bóg nader wywyższył i darował Mu imię, autorytet i władzę ponad wszelkie imię, i, że On jest Panem wszystkich rzeczy; musimy przyjąć Go jako naszego Pana i Mistrza i na ile nas stać, musimy starać się postępować Jego drogami – nie według ciała, ale według ducha.
Ale gdy już dojdziemy do tego stanu i po tym, gdy obietnica z naszego tekstu i wszystkie inne, podobne, obietnice są nasze, potrzeba czasu i nieustannego stosowania wiary, aby właściwie docenić Boskie obietnice i przyswoić je do siebie; co Pismo Święte nazywa „wzrostem w łasce i w znajomości” (2 Piotra 3:18). Wzrastamy w znajomości, gdy zwracamy uwagę na Boskie obietnice, oraz gdy przez wiarę stosujemy je do siebie i gdy staramy się dostrzec wypełnienie się tychże obietnic w naszym życiu; równocześnie z tym wzrastamy w łasce, gdyż dopóki każdy przedmiot znajomości nie zostałby przyjęty do dobrego i szczerego serca, i zaowocowałby swoją miarą posłuszeństwa i sprawiedliwości (łaski), to nie bylibyśmy przygotowani do następnego stopnia znajomości i przez to zostalibyśmy wstrzymani, a może nawet cofnięci wstecz. A jak utrata znajomości oznaczałaby proporcjonalną utratę łaski, podobnie i utrata łaski pociągałaby za sobą utratę odpowiedniej miary znajomości; – kroczenia ku ciemności, a te obietnice Pańskiego Słowa stawałyby się coraz bardziej i bardziej zaćmionymi i niejasnymi, w proporcji jak nasza dobroć lub łaska byłaby zgubiona w światowości lub grzechu.
Chrześcijanin, jako uczeń w szkole Chrystusowej, przygotowany jest do zajęcia miejsca w Tysiącletnim Królestwie – do uczestnictwa w chwale, czci i nieśmiertelności. Od uczni takich wymagana jest pilność w uczeniu się lekcji wykładanych im przez ich wielkiego Nauczyciela, bo inaczej nie mogliby przygotować się do onych chwalebnych rzeczy, do jakich zostali powołani – nie uczyniliby swego wezwania i wybrania pewnym. Stąd widzimy potrzebę tych licznych napomnień Pisma Świętego, że wierni Pańscy mają być trzeźwymi, nie drzemiącymi, ani bezczynnymi, ani obarczeni troską o ten żywot, ale duchem pałający i Panu służący. Ich służbą Panu jest przede wszystkim doprowadzenie samych siebie do jak najbliższej harmonii z Boską wolą, a także do tak bliskiego podobieństwa Boskiego wzoru jak to jest możliwe. Następnym stopniem ich służby Panu jest aby słowem, czynem i przykładem dopomagali drugim tak samo powołanym i będącym na wąskiej drodze.
Zachodzi niebezpieczeństwo, że niektórzy mogą źle rozumieć znaczenie naszego tekstu i mniemać, że jego nauką jest, iż każdy szczegół w życiu ludu Bożego jest takim jak Bóg zamierzył, aby był – że Bóg samowolnie i bezwzględnie rozrządza sprawami Swego ludu, odsuwa ich wolność woli i działania i zmusza ich do podjęcia tych lub innych kroków, na podobieństwo mechanika kierującego maszyną. Takie pojęcie byłoby poważną pomyłką. Nie taka myśl zawiera się w słowach naszego tekstu. Bóg okazał Swoje upodobanie w tych rzeczach, bo chociaż mógłby uczynić nas jak wozy lub taczki, które by były ciągnięte lub pchane bez względu na nasze osobiste ambicje, to jednak Bóg nie uczynił nas takimi, ani nie szuka takich, aby byli Jego dziećmi – odbiorcami Jego łask. Przeciwnie, Bóg uczynił człowieka wolną moralnie jednostką i pod tym względem człowiek jest wyobrażeniem Swego Stwórcy, ma wolność postępowania według swego upodobania. Chociaż nie zawsze mamy wolność czynić to, co nam się podoba, to jednak zawsze mamy wolność woli według naszego upodobania, a jak to już widzieliśmy, w obecnym czasie Bóg obchodzi się ze Swoim ludem według ich woli. Jeżeli więc Bóg szanuje wolę naturalnego człowieka, to tym więcej szanuje wolę nowego stworzenia w Chrystusie, spłodzonego z Ducha Świętego.
Nasz tekst obejmuje w sobie myśl, że w opisanej powyżej klasie, ludzka wola została przemieniona – że w miejsce ludzkiej została przyjęta Boska wola i, że dziecko Boże stara się postępować tymi drogami sprawiedliwości, na które już wstąpiło. Z tego należy rozumieć, że nad takim, kto stara się kroczyć Jego drogami, Bóg ma pieczę i nie dozwoli, aby niedoskonałość jego sądu miała mu wyjść na szkodę, lecz zarządzi jego sprawami tak, że jakikolwiek krok on podejmie; aczkolwiek krok ten uczyni z własnej woli – jednakowoż, z swej poświęconej woli – będzie pokierowany ku jego dobru, ku jego rozwojowi jako nowego stworzenia w Chrystusie. Jeżeli zbłądzi w sądzie i ściągnie na siebie wyniki swej pomyłki, to i w takich okolicznościach Boska mądrość i moc są w stanie wypełnić obietnicę wyrażoną w naszym tekście i pokierować sprawami tak, że nawet jego pomyłki i słabości mogą dopomóc mu do wzmocnienia charakteru i do utwierdzenia go w sprawiedliwości, rozwijając w nim owoce ducha, które ostatecznie przygotują go do współdziedzictwa w Królestwie.
Inne Pismo podaje myśl o naszej części kierowania naszymi krokami. Pismo to przedstawia człowieka Bożego modlącego się zgodnie z Boskim zarządzeniem, słowami: „Drogi moje utwierdź w słowie twoim, a niech nade mną nie panuje żadna nieprawość” (Ps. 119:133). Jest to właściwy sposób postępowania dla ludu Bożego. Każdy z tego ludu ma się starać, aby postępować ostrożnie, zważając na instrukcje Słowa Bożego tak, aby błędy i pomyłki były coraz rzadsze i aby coraz bardziej wzrastać w łasce i w znajomości Pańskiej. W międzyczasie, ze względu na nasze słabości i niedoskonałości wynikłe z naszego niedoskonałego ciała, każdy z nas potrzebuje specjalnej zachęty i pociechy, jakiej właśnie Bóg dostarcza w naszym tekście. Powodem osłabienia u wielu z ludu Bożego jest to, że oni nie mogą dobrze przyjąć wiarą tej i innych podobnych obietnic, albowiem tylko w proporcji do ich wiary i możności przyjęcia tych obietnic, mogą oni być przez nie zainspirowani i zachęceni do dalszego biegu ku wystawionej mecie. To oznacza silną wiarę w Boga i przyznać musimy, że „niemowlęta” w Chrystusie nie mogą zdobyć się na taką wiarę, co do tych obietnic, tak jak ci bardziej doświadczeni, a jednak wciąż widzimy, że to nie tylko sama długość lat świadczy o rozwoju Chrześcijanina, że wzrost Chrześcijan w łasce i wiedzy zależy głównie od stopnia ich wiary, miłości i gorliwości.
„Według Słowa Twego” (Ps. 119:65) – nie powinno być rozumiane, że Bóg zarządza sprawami Swego ludu tylko za pośrednictwem przykazań i rad danych w Swym Słowie. Gdyby tak było, to wielu z tych, którzy teraz cieszą się światłem Boskiej łaski byliby odrzuceni już dawno temu. Ilu to było takich, którzy w przeszłości nie słuchali wskazówek Słowa Bożego, a jednak Bóg drogę ich sprawował, czyli kierował – według Słowa Swego – według Swej obietnicy. Gdy niewłaściwa droga została podjęta, gdy Boskie Słowo i przywileje chrześcijańskiego braterstwa były zaniedbywane i przez to dany Chrześcijanin wchodził na drogę zupełnej separacji od Pana i prawdy – wtedy Bóg zarządził jego drogą być może przez zesłanie jakiegoś zawodu finansowego lub innego niepowodzenia, albo choroby ciała, w proporcji do choroby danego serca – i w ten sposób Bóg niekiedy zawracał zbłąkaną owcę, „według Słowa Swego”, sprawiając, że dane doświadczenia i próby dopomogły do jego najwyższego dobra.
Tak więc Bóg w Słowie Swoim obiecuje koronę żywota gorliwym żołnierzom krzyża, a także zapewnia, że i droga opieszałych zostanie pokierowana Jego opatrznością tak, że dostąpią ćwiczeń i chłosty ku ich przebudzeniu i wybawieniu – aby mogli być „zachowani jakoby przez ogień” (1 Kor. 3:13, 15) i wyjdą z wielkiego ucisku – pomimo, że nie otrzymają „hojnego wejścia” (2 Piotra 1:11) jako klasa Królestwa. Radujemy się więc, że w taki sposób drogi nasze sprawowane są przez Boga, lecz uważajmy także pilnie na nasze kroki, abyśmy mogli postępować wąską drogą, śladami Mistrza i przez to odziedziczyć wraz z Nim obiecaną chwałę.
Podobnie powinniśmy spodziewać się Boskiego kierownictwa w naszych doczesnych sprawach, a szczególnie w naszej służbie dla prawdy. Nie tylko, że powinniśmy być posłuszni Słowu Bożemu i duchowi tego Słowa, ale ponadto powinniśmy pilnie uważać na kierownictwo Boskiej łaski – otwierającej lub zamykającej drzwi sposobności i przez to wiodącej nas, jeżeli pozostaniemy wiernymi i posłusznymi, nie tylko do wszelkich prawd, ale także do coraz większych wolności i sposobności służenia drugim.
Nie powinniśmy przeoczyć ostatniej części naszego tekstu – tego zapewnienia, że chociaż dziecko Boże może niekiedy potknąć się na swej drodze, to jednak potknięcie to nie będzie oznaczać zupełnego upadku, ponieważ ręka jego jest wciąż podtrzymywana przez Boga. Co za pocieszająca myśl w tym się zawiera! Jak trafnie obliczona jest na uwolnienie ludu Bożego od zupełnego polegania na sobie lub na drugich! Najważniejszą myślą do zapamiętania jest: Czy ja wciąż jeszcze należę do Pana? Czy wciąż jeszcze ufam w drogocenną krew? Czy wciąż jeszcze jestem poświęcony Bogu i Jego sprawiedliwej drodze? Jeżeli na te pytania może być udzielona odpowiedź twierdząca, to możemy o sobie rozumieć, że wciąż jeszcze jesteśmy dziećmi Bożymi; że On wciąż jeszcze trzyma nas za rękę; że duch spłodzenia i przysposobienia synowskiego, który zapoczątkował w nas nowy żywot nie został zagaszony i, że Boską wolą jest abyśmy podnosili się z każdego potknięcia możliwie jak najprędzej i zauważywszy dobrze trudności i pokusy, które doprowadziły nas do potknięcia się, powinniśmy wzmocnić nasz charakter przeciwko tym trudnościom na przyszłość i w ten sposób iść naprzód, w rzeczywistości wzmocnieni tymi trudnościami, rozumiejąc jednak, że nasze podniesienie się z nich nie było z naszej własnej mocy, ale z powodu polegania na silnym ramieniu Pańskim, którego wciąż jeszcze się trzymamy.
Pismo, które mówi o przyrodzonych, naturalnych, latoroślach oliwnego drzewa, a także o wszczepionych płonnych latoroślach, które mogą pozostawać w oliwnym drzewie tylko tak długo, dokąd trwają w społeczności wiary (Rzym. 11:17-21), nie powinno być ignorowane. Nie powinniśmy również zapominać słów naszego Pana, gdy przyrównując swoich naśladowców do winnych latorośli, powiedział: „Jam jest winna macica, a wyście latorośle” (Jana 15:5), przy czym dodał, że każdą latorośl, która owocu nie przynosi, Ojciec jako on Winiarz, odcina – latorośl taka bywa odrzucona; nigdy nie będzie ponownie wszczepiona, ale raczej zostanie zniszczona (Jana 15:1,2).
Te i kilka innych Pism uczą jak najwyraźniej o możliwości odpadnięcia od Pana nie przypadkowym potknięciem się, ale dobrowolnym nieposłuszeństwem i zaniedbaniem Jego Słowa i danych nam sposobności. Dokąd staramy się postępować Jego drogami, Bóg nie pozwoli nam odpaść, ale raczej pokieruje naszymi krokami w taki sposób, abyśmy z wszystkiego otrzymali błogosławieństwo, a także podniesie nas i dopomoże nam w naszych mimowolnych potknięciach, ponieważ staramy się i mamy zamiłowanie postępować Jego drogami. Jeżeli jednak stracimy tego ducha i napełnimy się duchem przeciwnym – jeżeli walczymy przeciwko Bogu, sprzeciwiamy się Jego przewodnictwu i kierownictwu jakie On przysposobił w Swoim Słowie i przez Swego Ducha i, jeżeli staramy się postępować w przeciwieństwie do Jego woli, to i On wystąpi przeciwko nam i wypuści nas ze Swej ręki. Nasze potknięcia staną się wtedy upadkiem – zostaniemy w zupełności odrzuceni i to ponad możność podniesienia się, zasługując na wtórą śmierć.
Nie kierujemy jednak tych napomnień do tych, którzy rozmyślnie sprzeciwiają się Bogu i starają się chodzić według ciała a nie według Ducha. Kierujemy je raczej do tych, którzy szukają starych ścieżek i starają się postępować śladami Jezusa – którzy starają się czynić wolę Ojca i których zniechęcenia nie są wynikiem rozmyślnego zła, lecz wynikają z cielesnych słabości, przeciwko którym oni ustawicznie walczą. Bóg chce, abyśmy takich zachęcali i kierowali ich uwagę na kosztowne obietnice Jego Słowa i na Jego zapewnienie, że „jako ma litość ojciec nad dziatkami, tak ma litość Pan nad tymi, którzy się Go boją” (Ps. 103:13).
====================
— 1 marca 1903 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: