::R3143 : strona 38::
PAWEŁ W KORYNCIE
– Dz. ap. 18:1-11 – 8 lutego –
„Albowiem gruntu innego nikt nie może założyć, oprócz tego, który jest założony, który jest Jezus Chrystus” – 1 Kor. 3:11.
ATENY nie okazały się zbyt udanym polem dla pracy Apostoła Pawła. Paweł szybko zauważył, że chociaż obywatele Aten głównie zajmowali się wysłuchiwaniem nowinek i filozofowaniem na każdy temat, łącznie z religią, to niemniej rozwój, fałszywie tak zwanej nauki i filozofii tak pochłaniały ich uwagę i tak zadowalały ich umysły, że nie byli gotowi przyjąć prawdy, jak inni, mniej wykształceni i mniej filozoficznie ukierunkowani. Doświadczenie Apostoła jest w tej sprawie zbieżne z tym, jakie posiadają ci wszyscy, którzy w duchu szczerości głoszą pozbawioną wszelkiego ludzkiego wymysłu i filozofii ewangelię Chrystusową.
::R3143 : strona 39::
Jego przeżycia zilustrowane są w oświadczeniu, że Bóg nie wybiera wielu potężnych lub mądrych, czy też uczonych według norm lub standardów tego świata, ale głównie ubogich tego świata pod względem pochodzenia społecznego, poglądów filozoficznych i sytuacji finansowej, aby stali się dziedzicami Królestwa, ponieważ ta klasa jest bardziej skłonna doświadczyć wiary i w niej się wzbogacić.
Po opuszczeniu Aten Apostoł pokonał czterdzieści mil, podróżując do Koryntu, znaczącego miasta w Grecji, chociaż bardzo różniącego się od Aten. Było to handlowe miasto znane ze swych wyrobów, architektury, malarstwa, korynckiego mosiądzu lub brązu itd. Było ono o wiele mniej moralne niż Ateny, mniej wykwintne, o wiele mniej oddane studiowaniu tematów religijnych, lecz mimo to stanowiło lepsze pole dla ewangelii. Tam, gdzie religijne rytuały i ceremonie stają się popularne, tam mają tendencję do tracenia na mocy i wpływie. Tam, gdzie popularnością cieszy się grzech, niemoralność i niereligijność, umysły o skłonnościach religijnych są bardziej otwarte na prawdę, ponieważ odczuwają niezadowolenie z powodu formalizmu i ponieważ lepiej rozpoznają sprawiedliwość przez jej ostry kontrast z obfitym grzechem. Podobnie dzisiaj, istnieje większe prawdopodobieństwo, że prawda spotyka się z chłodniejszym przyjęciem ze strony tych, których religijne uczucia znajdują zaspokojenie w rytuałach i ceremoniach. Prawda czyni obecnie większy postęp w miejscach, gdzie wydaje się, że do pewnego stopnia brak religijności ma przewagę (tak jak w Koryncie), a zatem, gdzie cnota jest w wyższej cenie. Sercem najbardziej gotowym na przyjęcie prawdy jest to, które nie jest przesycone i ogłupione religijnym formalizmem, ale które do pewnego stopnia uświadamia sobie niezmierną grzeszność grzechu i tęskni za sprawiedliwością, która pochodzi z Boga. Takie uwarunkowania wywołują głód i pragnienie sprawiedliwości. Tak jak Apostoł, powinniśmy dostrzegać najowocniejsze pola i na nich zużywać swoją energię, pozostawiając inne pola na bardziej stosowną okazję, bez względu na to, czy taka okazja nadarzy się w czasie obecnego wieku, czy też podczas Tysiąclecia. Niewątpliwie, Apostoł pozostawał w Atenach jedynie kilka dni, a przez półtora roku zamieszkiwał w Koryncie – niereligijnym mieście, gdzie znalazł wielu ludzi o uczciwych sercach, do których Pan skierował ewangelię za jego pośrednictwem.
W tym czasie władzę sprawował cesarz Klaudiusz, a historyk pisze, że „wyprowadził Żydów z Rzymu, ponieważ nieustannie wszczynali niepokoje za namową niejakiego Chrestusa”. Miało to miejsce około 52 r. n.e., około dwudziestu lat po dniu Pięćdziesiątnicy, i niektórzy przypuszczają, że historyk napisał Chrestus zamiast Christus, które było mniej popularnym imieniem, a poczyniona przez niego wzmianka odnosiła się do występującej wśród Żydów różnicy zdań w kwestii zasad chrześcijaństwa, które do tego czasu bez wątpienia dotarło do Rzymu. Wypowiedź Pawła: „[…] gotowym jest i wam, którzyście w Rzymie, Ewangeliję opowiadać” (Rzym. 1:8-15), wydaje się sugerować, że zanim Paweł przybył do Rzymu, chrześcijaństwo już się w nim zakorzeniło. Przypuszczenie jest takie, że Akwilas, Żyd, wraz ze swoją żoną Pryscyllą, poganką, którzy byli wśród tych, którzy zostali wypędzeni z Rzymu, otrzymali poselstwo Ewangelii i że Apostoł udając się do Koryntu łatwo odnalazł Akwilę z powodu tego, że byli z tego samego rzemiosła lub zawodu – szyli namioty.
W tamtych czasach było w zwyczaju, że synowie wszystkich ludzi z wyższej klasy uczyli się rzemiosła, bez względu na to, jak dobrze byli wykształceni w innym zakresie. W zaistniałej sytuacji zawód Św. Pawła, wytwórcy namiotów, dawał mu dobrą pozycję, pozwalającą na zaspokojenie jego potrzeb podczas głoszenia ewangelii Chrystusa. Z jego własnych wyjaśnień w tej sprawie dowiadujemy się, że nawet gdy znaczna liczba wierzących była zgromadzona w Koryncie jako Kościół, Apostoł utrzymywał się ze swojego zawodu – i to nie dlatego, że grzechem byłoby przyjmowanie pieniędzy i pozostawanie na utrzymaniu tamtejszych wiernych, ale dlatego, że miał nadzieję, iż ewangelia sama z siebie zyska większe uznanie wśród wielu, jeśli jej głównego tłumacza można zobaczyć, jak pracuje nie na pokarm, który ginie, nie dla bogactwa, ale aby bez obciążeń głosić ewangelię – kładąc życie za braci. Jest w tym pewna lekcja dla tych wszystkich z ludu Pańskiego, którzy mają talent jako słudzy Słowa. Nasz cel, podobnie jak ten stawiany sobie przez Apostoła, powinien wskazywać, że „[…] nie szukam tego, co jest waszego, ale […] was samych […]” – 2 Kor. 12:14.
Ewidentnie, Apostoł nie marnował czasu na uzewnętrznianie swoich poglądów, wkładając możliwie najwięcej mądrości w głoszenie ewangelii Żydom i wywodzącym się spośród Greków żydowskim prozelitom w ich synagodze. Czyniąc to, nie stawał się intruzem, bo taki był zwyczaj w synagodze, że każda osoba mająca odpowiednie zdolności miała przywilej wyjaśniania nauk Zakonu i Proroków. Apostoł był człowiekiem mającym pewne zdolności i niewątpliwie w każdym mieście początkowo był gorąco przyjmowany. Późniejsza nienawiść do niego i przedstawianej przez niego tematyki była logicznym skutkiem złego stanu serca tych, którzy go słuchali i ich niechęci do przyjęcia prawdy w duchu miłości do niej, ich upodobania do tradycji starszych i całego panującego wśród nich mniejszego lub większego błędu, odrzucającego światło prawdy, gdy do nich dotarło. Dziś znajdujemy podobne warunki w chrześcijaństwie i postępujemy zgodnie z biblijnym obyczajem, kiedy przybliżamy się do synagogi naszych czasów tak blisko, jak tylko możemy, i tak dokładnie, jak to możliwe postępujemy tak, jak postępował Apostoł, dyskutując z uczestnikami i przekonując ich do Boskiego uwielbienia. Zgodnie z obowiązującymi w naszych czasach zwyczajami byłoby rzeczą niewłaściwą, abyśmy obecnie podejmowali próbę takiej dyskusji lub argumentacji w budynkach kościelnych. Najbliższy kontakt, jaki mamy, odbywa się poprzez materiały drukowane, na chodniku, w pobliżu kościołów, ale wystarczająco daleko, aby uniknąć uzasadnionego uprzedzenia i sprzeciwu. Należy też zauważyć, że właściwa metoda przedstawiania obecnie prawdy, tak jak w czasach Apostoła, nie
::R3143 : strona 40::
polega na pouczaniu, ale na mądrym przedstawianiu – odwoływaniu się do świadectwa Słowa Bożego w logiczny i rozsądny sposób. Radujmy się, stwierdzając, że pozostajemy w zgodzie z apostolskimi metodami, i postanówmy, że powstrzymamy się od stosowania jakichkolwiek innych metod, bez względu na to jak mogą być popularne wśród tych, którzy nie podążają za nami.
Nie ma wyraźnego potwierdzenia, jak długo Apostoł prowadził swą działalność, ale w pierwszym liście, który napisał jakiś czas później do kościoła w Koryncie, zauważa: „I byłem ja u was w słabości i w bojaźni i w strachu wielkim, A mowa moja i kazanie moje nie było w powabnych mądrości ludzkiej słowach, ale w okazaniu ducha i mocy, Aby się wiara wasza nie gruntowała na mądrości ludzkiej, ale na mocy Bożej”. Użyte w powyższym tekście słowo „słabość” może być właściwie rozumiane jako sugestia, że Apostoł był fizycznie słaby i możliwe, że przez pewien czas niedomagał do takiego stopnia, że nie był w stanie pracować w zawodzie. Nawiązując ponownie do tej sprawy (2 Kor. 11:9), daje do zrozumienia, że przez pewien czas był w potrzebie. Bez wątpienia, z Pańskiego dozwolenia ten szlachetny żołnierz krzyża doświadczał krótkiego okresu zauważalnego zniechęcenia, podczas którego słońce Pańskiej łaski zostało do pewnego stopnia zaciemnione przejściowymi trudnościami, a dotykająca go słabość fizyczna prawdopodobnie spowodowała pewną dozę melancholii, bo był „w bojaźni i strachu wielkim”. On nie myślał o rezygnacji z walki, do której zobowiązał się aż do śmierci, ale jego niedawne doświadczenia w Tesalonice, Berei i Atenach skłaniały go do zastanowienia, czy nie jest zbyt agresywny w przedstawianiu Ewangelii – czy nie przyciąga na siebie niepotrzebnie prześladowań i czy w ten sposób nie przeszkadza w dziele Pana, zamiast pomagać w nim tak jak tego pragnął. Obecnie, przynajmniej przez jakiś czas, był on skłonny zachować szczególną ostrożność w przedstawianiu tego poselstwa – że nie ma zbawienia, nie ma harmonii z Bogiem, ani życia wiecznego przez zakon ani przez jakiekolwiek inne środki, tylko przez Pana Jezusa Chrystusa, jak wyraża to nasz Złoty Tekst.
Mniej więcej w tym czasie Pan zesłał Apostołowi pocieszenie i zachętę w osobie przybywającego Sylasa i Tymoteusza, których uprzednio pozostawił w Berei. A ci przynieśli ze sobą nie tylko pocieszenie i zachętę w postaci dobrego sprawozdania z wykonanej pracy, czyli owoców jego pracy, ale dodatkowo przynieśli od braci dary, które zaspokoiły potrzeby Apostoła i sprawiły, że jego serce napełniło się radością w związku z dowodami ich braterskiej miłości oraz że ewangelia dotarła do ich serc,
::R3144 : strona 40::
a nawet głębiej – do ich portfeli. Obecność tych dwóch współtowarzyszy, w których pokładał tak dużo zaufania, stanowiło dla Apostoła wzmocnienie ducha. Ich przybycie nie tylko przywróciło mu siły fizyczne, ale energię ducha – wzrost zapału i siły do głoszenia – nie czuł się dłużej taki cichy, bojaźliwy i strachliwy. Nadal jest to prawdą dotyczącą ludu Pańskiego, że najsilniejsi spośród braci potrzebują pomocy, zachęty i wsparcia innych. Pan tak to zaaranżował, że nie możemy czuć się całkowicie samowystarczalni i że nawet gdy – jak się wydaje – właściwie polegamy na Panu, to także i to wymaga współpracy, zachęty, wsparcia i miłości ze strony pozostałych robotników współpracujących ze sobą w winnicy.
Kto spośród tych, których udziałem jest już pewna miara trudu w upale dnia w służbie ewangelii, nie podzielałby tej myśli? Istnieje jednak sposób, za pomocą którego wielu tych spośród drogiego ludu Pańskiego, którzy osobiście nie posiadają największej miary talentu lub sposobności w zakresie służby, może zostać współpracownikami i pomocnikami w dziele ewangelii. Apostoł wymienia tych pomocników w tym samym duchu co bardziej zdolnych sług prawdy, mówiąc: „[…] znosiliście wielki bój utrapienia, Lubo to, gdyście byli i urąganiem, i utrapieniem na podziw wystawieni lub też gdyście się stali uczestnikami tych, z którymi się tak obchodzono.” – Żyd. 10:32,33.
Podbudowany i podniesiony na duchu, Apostoł miał teraz więcej odwagi, aby jasno powiedzieć Żydom i greckim prozelitom wprost, że zbawienie jest możliwe jedynie za pośrednictwem Chrystusa. W efekcie tak wyraźnego oświadczenia, gdy istniejąca opozycja stawała się gwałtowna, nie był już dłużej mile widziany w synagodze. Otrząsnął więc proch ze swoich szat na znak, że nie miał im już nic do przedstawienia, i zaprzestał dyskusji, oświadczając, że spoczywająca na nich odpowiedzialność była ich sprawą, że on zrobił wszystko, co w jego mocy, aby najpierw im głosić dobrą nowinę, zgodnie z tym, co właściwe, ale że od teraz i w przyszłości, zgodnie z deklaracją Pisma Świętego poselstwo powinno być ogłaszane na zewnątrz synagogi wszystkim, którzy mają uszy ku słuchaniu i serca gotowe je przyjąć. Nowe spotkanie odbyło się w pobliżu synagogi z zamiarem, aby poselstwo, które już dotąd ogłosił, mogło wywierać coraz większe wrażenie na tych, którzy je usłyszeli i mieli nie zapomnieć, że dana ojcom obietnica była w trakcie wypełniania się w Chrystusie i tych, którzy Go przyjmą.
Poselstwo ewangelii wywarło pozytywne wrażenie na jednym z głównych mężów synagogi oraz różnych ludziach zamieszkujących Korynt i dzięki temu Kościół w Koryncie wziął swój początek w domu Justusa. Wierzący potwierdzili swoje przyjęcie przez chrzest – ten prawdziwy chrzest poświęcenia, i możemy być pewni, że to on był najpierw, ale potem nastąpił zewnętrzny symboliczny chrzest wodny, który był świadectwem dla innych i o którym wspomniano w tej lekcji.
Apostoł, który nadal rozmyślał nad tym, czy powinien być bardziej umiarkowany w nauczaniu o Jezusie i zmartwychwstaniu, być może zaczynał czuć się zaniepokojony dalszymi trudnościami ze strony Żydów i kłopotami, jakie mogli oni wywołać u władz. Niewątpliwie, miał w pamięci minione
::R3144 : strona 41::
doświadczenia, i rozważał, czy powinien odejść, czy też nie, zanim rozpocznie się prześladowanie – czy było to wolą Pana, aby był tak odważny w przedstawianiu prawdy, aby wzbudzić dalszą wrogość przeciwko sobie i wszystkim braciom. Pan przyszedł z pomocą Swemu wiernemu słudze i we śnie poinstruował go, że nie powinien ani odchodzić, ani milczeć – że wokół było wielu ludzi posiadających właściwy stan serca pozwalający przyjąć prawdę.
Mamy zachętę, aby zwrócić uwagę na fakt, będący kolejnym dowodem, że Pan osobiście nadzoruje własne dzieło i jest przewodnikiem dla tych, którzy są prawdziwie Jego sługami, którzy nie szukają ani własnej woli, ani uznania dla siebie, ale starają się Go czcić w ciele i w duchu, które do Niego należą. Potrzeba udzielenia takiego pouczenia za pośrednictwem snów jest dzisiaj mniejsza niż w czasach Apostoła, ponieważ obecnie Słowo Pańskie jest kompletne i zostało oddane w ręce Jego ludu w dogodnej formie, tak że ci, którzy do Niego należą, mogą dzięki doświadczeniu i instrukcji apostołów, dowiedzieć się, czego oczekiwać i jak postępować. Natomiast Apostoł postępował nową ścieżką, więc potrzebował na niej przewodnictwa. My, żyjący obecnie, możemy mieć pewność, że wolą Pańską jest, abyśmy przedstawiając Jego Słowo, wykazywali się mądrością, i aby łaska była wylana na nasze usta tak, aby mogły służyć błogosławieństwem słuchaczom, ale że nie będziemy milczeć, ani uciekać do innego miasta, dopóki prześladowanie nie osiągnie takiego stopnia, że prawie wymusi wycofanie się.
Nie odważymy się na stwierdzenie, że Pan nie mógłby dzisiaj posłużyć się snem, aby udzielić wskazówek i pokierować Swoim ludem, tak jak postąpił w przypadku Apostoła, ale podkreślamy, że istnieje mniejsza potrzeba takiego specjalnego kierownictwa, skoro ogólne zarządzenia Jego Słowa są obecnie jasno sprecyzowane i rozwinięte. Jednak zgodnie ze słowami Apostoła zdecydowanie sugerujemy: „Najmilsi! nie każdemu duchowi wierzcie; ale doświadczajcie duchów”, tak abyśmy mogli równie dobrze powiedzieć sobie: nie wierzcie w każdy sen, ale sprawdzajcie taki sen – czy pochodzi od Boga, czy też nie. Sen nie może nigdy doprowadzić nas do sprzeciwu wobec pisanego Słowa Bożego, ale jeśli może być zrozumiany w zgodzie ze Słowem i jego uzasadnioną interpretacją, powinniśmy się nim cieszyć i zyskać dzięki niemu zachętę, aby podążyć za Słowem. Jeśli sen nie jest zgodny ze wspomnianym tu Słowem, oznacza to, że nie ma w nim żadnej światłości (Iz. 8:20). Mamy pewność, że wiele snów nie pochodzi od Boga – większość jest wywołana niestrawnością, a niektóre całkiem prawdopodobnie pochodzą od onego złego. Stąd tym bardziej odczuwamy potrzebę zachowania ostrożności, abyśmy nie kierowali się snem, bo jest to sen, ale co najwyżej pozwólmy mu skierować nas do wyraźnej wskazówki Słowa Pańskiego.
Złożona przez Pana obietnica mówiąca, że żaden człowiek nie napadnie na Apostoła, aby go skrzywdzić, wypełniła się, chociaż bowiem doszło do zamieszek i Apostoł został doprowadzony przed magistrat, nie zastosowano wobec niego żadnej przemocy, a zgłoszona sprawa została oddalona przez rzymskiego namiestnika. Tak jak w przypadku Apostoła, tak też sprawa ma się z nami – dzięki Pańskiej mądrości, różnorodne doświadczenia mogą obrócić się na naszą korzyść. Czasami pozorne wrażenie, że zostaliśmy pokonani i zmuszeni do ucieczki, może być korzystne dla nas i postawionej przed nami sprawy Pańskiej. Możemy jednak liczyć, że Pan w pełni rozumie zaistniałą sytuację i nie pozwoli, aby Jego dzieło się zachwiało i natrafiło na przeszkody działające na jego realną niekorzyść. Dawno temu ktoś powiedział: „Jestem nieśmiertelny, dopóki moja praca nie zostanie dokończona”; a my możemy polegać na tym, iż w praktyce powiedzenie to jest prawdziwe w odniesieniu do wszystkich zaangażowanych w służbę dla Pana, gdyż „droga jest przed oczyma Pańskimi śmierć świętych jego”. Pan ich użyje i ochroni i będzie ich przewodnikiem w podejmowanych przez nich sprawach w sposób wybrany według Jego uznania, który ostatecznie obróci się na ich najwyższe dobro – z zamiarem, aby wszystkie Jego dobre cele zostały osiągnięte.
Dlaczego mielibyśmy się lękać o to, co człowiek może nam uczynić lub martwić się o dzieło Pana, jak gdyby szatan albo jakakolwiek inna zła siła mogła nad nim zatriumfować? Powinniśmy jednak pokazać swoje oddanie, nie tylko przez gorliwość, ale także roztropność. O ile Bóg wie, co się powiedzie, to w odniesieniu do nas oświadcza: „gdyż nie wiesz, co się uda, czy to, czy tamto”, dlatego też w pracy dla Pana powinniśmy postępować tak, jak gdyby cała odpowiedzialność spoczywała na nas, a w sercu uznawać, że cały ciężar i odpowiedzialność spoczywa na Panu.
Nasz Tekst Przewodni przedstawia nam główny temat nauczania Apostoła przy każdej okazji. Byłby to marny tekst tak dla wyższych krytyków, ewolucjonistów, teozofów, chrześcijańskich naukowców, jak i dla większości innych – tak licznych w naszych czasach – wyznawców nowych ewangelii. Trzymajmy się mocno tego samego poselstwa, które ogłaszał Apostoł, czyli poselstwa, które nie uznaje żadnego innego fundamentu niż Chrystus, żadnego innego Kościoła i żadnego innego zbawienia niż to zbudowane na powyższym fundamencie. Inne budowle, zbudowane na innych fundamentach są antychrześcijańskie, bez względu na to, jak wygładzone są ich filozofie i bez względu na to, w jaki sposób przyodziały się w szaty światłości, by, jeśli to możliwe, zwieść prawdziwie wybranych.
====================
— 1 lutego 1903 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: