::R0752 :strona : 4::
Nadzieja świata
Pomimo pozornej obojętności świata na przyszłość, zdecydowana większość ludzi uważa, że mają przed sobą przyszłość. Wszyscy instynktownie trzymają się życia, a nawet umierają w nadziei na jakieś istnienie w wielkim nieznanym. Filozofowie współcześni i starożytni wywodzą z tego powszechnego pragnienia życia myśl, że człowiek musi być istotą nieśmiertelną. Pomijają przy tym fakt, że ten sam rodzaj logiki dowodziłby, iż każdy człowiek powinien być bogaty, skoro istnieje powszechne pragnienie bogactwa.
Zaprzeczając twierdzeniu, że człowiek jest z natury istotą, która nigdy nie może przestać istnieć, której istnienia nawet Bóg nie może wymazać, co jakiś czas pokazywaliśmy, że Bóg ma wielki plan restytucji świata od śmierci. Jego obietnica jest taka, że wszystkim, którzy doceniają ten dar i będą żyć w harmonii z Jego sprawiedliwą wolą, dostarczy elementów podtrzymujących życie, dzięki którym będą mogli żyć wiecznie. Widzieliśmy także, że w pewien określony sposób udzielił tego daru – dając swego Syna – przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie.
Błędy, za pomocą których Szatan, jak kwasem, przeniknął wiarę chrześcijan, stanęły światu na przeszkodzie w dostrzeżeniu symetrii i piękna planu Bożego przez Chrystusa. Świat ma nadzieję, że ostatecznie okaże się, iż wiara w Chrystusa nie jest niezbędna do zbawienia, ale że istnieje ogólny system ewolucji, w którym wszyscy przechodzą od stanu ludzkiego do jakiegoś stanu wyższego, do cech i warunków postępowego bytu, nie wiary, ale moralności.
Dla nich biblijny opis odpadnięcia rodzaju ludzkiego od doskonałości jest tylko mitem, w związku z czym odkupienie ludzkości ze skutków tego upadku jest równie mityczne, a biblijna obietnica restytucji świata lub powrotu do tego stanu, który istniał przed upadkiem, jest absurdem. Ponieważ myślą oni, że nie „upadli”, rozumują, że nie potrzebują Zbawiciela i w rezultacie wszystkie wersety, które mówią o okupie, ofierze, odkupieniu, naszym wykupieniu itd., są dla nich bez znaczenia. Umieszczają Platona, Sokratesa, Arystotelesa, Konfucjusza i Jezusa Chrystusa na wspólnym poziomie i w ich definicji zbawiciela oni wszyscy byli w podobnym stopniu i łącznie zbawicielami świata w tym sensie, że wszyscy nauczali prawości i cnoty oraz potępiali grzech.
Niestety, biedny świat nie zna Boga, dlatego nie zna Jego planu zbawienia, który zostanie zrealizowany wyłącznie przez Jezusa. W Bożej nauce zawarta jest nie tylko myśl, że Jezus miał być wielki. Jego wielkość polegała bowiem na tym, że mógł powiedzieć: „Odpuszczone są tobie grzechy twoje”. To na mocy Jego uznanej ofiary jako okupu został On wywyższony do roli księcia i zbawiciela, który może udzielić prawa do skruchy i przebaczenia grzechów. Tego nikt inny nie mógł zrobić.
Bogu niech będą dzięki za to, że Jego łaskawe plany sięgają tak daleko, że poczynił hojne zabezpieczenie na wypadek samowoli i sprzeciwu człowieka, nie tylko odkupując ludzi, ale zapewniając środki, dzięki którym poznają oni i docenią prawdę dotyczącą jedynego imienia, aby przez wiarę w Jego odkupienie mogli żyć wiecznie, tak jak jest napisane: Bóg „chce, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni [od śmierci – skutku upadku] i [potem] doszli do poznania prawdy” – 1 Tym. 2:4.
Wielki wykładowca tego typu nadziei dla świata, pan Henry Ward Beecher, w swoim przemówieniu wygłoszonym w niedzielę 1 lutego 1885 postawił takie oto ważne pytanie i udzielił na nie następującej odpowiedzi: „Czy człowiek nie musi wierzyć w Jezusa Chrystusa?
Uważam, że właściwe zrozumienie Jezusa Chrystusa jest najpotężniejszą zachętą do religijnego życia. Niemniej jednak, jeśli w jakikolwiek sposób ktoś się wzniósł, jeśli znalazł w sobie królestwo niebieskie, nie znając Jezusa Chrystusa, będzie zbawiony. Jeśli wierzycie w stary schemat teologiczny, że ludzie upadli w Adamie, że gdzieś w niebie odbyło się konsylium i że kilku zostało z góry wyznaczonych do zbawienia, a cała reszta miałaby być potępiona, to nie ma możliwości, żebyście uwierzyli w cokolwiek, co ja wam mówię, a moje nauczanie jest zbędne”.
Mimo to jednak pan Beecher nazywa siebie chrześcijaninem, a ludzie nazywają go wielebnym. Z pewnością jest to żeglowanie pod fałszywą banderą. Mówi on o „właściwym zrozumieniu Jezusa Chrystusa”, przez co rozumiemy, że ma na myśli takie zrozumienie, jakie on posiada; a ponieważ jego rozumowanie jest przeciwieństwem tego, jakie prezentują Jezus i apostołowie, dochodzimy do wniosku, że pan Beecher musi być nowym apostołem „innej ewangelii”, do której nawiązuje Paweł (Gal. 1:6‑9). Piotr bardzo wyraźnie odpowiada panu B. Mówi o Jezusie: „On jest tym kamieniem odrzuconym przez was, budujących, który stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem pod niebem żadnego innego imienia danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz. Ap. 4:12). Ten apostoł nowej ewangelii nie tylko zaprzecza Piotrowi, ale także sprzeciwia się w tej sprawie Pawłowi i temu, co nazywa „starym schematem teologii – że ludzie upadli w Adamie”. Stary schemat jest przedstawiony przez Pawła w Rzym. 5:15,17,18,19,8‑10 i wynika z niego, że konieczna jest ofiara okupu Jezusa, której nowa ewangelia i jej apostołowie się sprzeciwiają. To samo odnosi się do wypowiedzi Jezusa na temat „starego planu teologicznego”. On oświadczył: „Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby zbawić to, co ZGINĘŁO” – Mat. 18:11.
O tych, którzy budują swoją wiarę na fundamencie apostołów – gdzie sam Jezus Chrystus jest głównym kamieniem węgielnym – pan Beecher dobrze mówi: „Nie ma możliwości, żebyście uwierzyli w cokolwiek, co ja wam mówię, a moje nauczanie jest zbędne”. Jest to dobrze powiedziane i właśnie to staraliśmy się pokazać. Ci, którzy budują na prawdziwym fundamencie położonym w Biblii, powinni szybko uznać, że wszystkie teorie sprzeczne z nią w tym zakresie są „zbędne”, bezużyteczne, nieprzynoszące korzyści, a dla tych, którzy nie są napełnieni prawdą, a za to otwarci na tę podstępną formę niewiary, mogą okazać się bardzo szkodliwe. Im dokładniej się temu przyglądają i „zastanawiają się, co też on powie dalej”, tym większe jest niebezpieczeństwo. Tylko jeden sposób postępowania jest bezpieczny – jeśli sprawdziliśmy jakąś teorię i uznaliśmy, że jest ona sprzeczna z naszym wypróbowanym standardem – z Biblią – należy ją odrzucić i całkowicie zostawić. Zajmowanie się takimi sprawami jest jak zabawa trucizną – może ona zostać nieświadomie wchłonięta do organizmu. Wszyscy jesteśmy bardziej podatni na błąd niż na prawdę z powodu naszego upadłego stanu. Poza tym zło jest różnorodne, prezentując się w setkach złudnych postaci, zaś prawda jest tylko jedna. Błąd zawsze przedstawia się jako prawda, a jego posłańcy jako aniołowie światłości (2 Kor. 11:13‑15). Dlatego też spoczywa na nas powinność wypróbowania takowych lub udowodnienia, że stanęli nam na drodze i przykuli naszą uwagę.
Nie powinniśmy też cały czas popijać i smakować trucizny, jakbyśmy nie mieli czasu na karmienie się prawdą lub posiadali zepsute podniebienie, które nie może docenić prawdy; mamy bowiem pod ręką szybki i nieomylny test: Słowo Boże. Każdy system lub teoria, która odrzuca lub ignoruje nauki Jezusa i apostołów, nie pochodzi od Boga – a więc pochodzi z ciemności i prowadzi do ciemności. Każdy system myślenia, który opiera się na urywkach Pisma Świętego jako na wybranych po prostu tekstach, a ignoruje nauczanie fragmentu w jego kontekście, jest ewidentnie pułapką oraz sidłem i nie znajduje się w harmonii z naszymi standardami. Każdy sposób argumentacji używający jednego fragmentu Pisma Świętego, który mu akurat odpowiada i zaprzeczający innemu tylko dlatego, że nie pasuje do prezentowanej teorii lub który używa jednego tekstu Pisma Świętego, by usunąć inny lub mu zaprzeczyć, jest ewidentnie błędny. Każde rozumowanie, które próbuje używać słów lub wyrażeń z Pisma Świętego, ale je neguje, ignoruje lub odziera z prawdziwego znaczenia, jest niewątpliwie najbardziej zwodniczym i zaślepiającym błędem. Każda z tych metod będzie ewidentnie „podstępnym posługiwaniem się Słowem Bożym”, żeby udowodnić swoją teorię, zamiast traktować je uczciwie, aby udowodnić teorie Boże.
Wszystko, co okaże się fałszywe w świetle naszego jedynego standardu, powinno zostać natychmiast odrzucone. Nie możemy ufać naszym zdolnościom rozumowania i przestać spierać się z błędem, ponieważ jeśli nie uzbroimy się w pełną, jasną i wszechstronną wiedzę o planie Bożym, wiele zwodniczych teorii Szatana może wydać się co najmniej możliwymi. Nawet Mistrz nie robił nic więcej ponad wykazanie, że argumenty Szatana są sprzeczne z nauczaniem Pisma Świętego, cytując wersety i odpowiadając: „Jest napisane”.
Stosując tę metodę, iluż słuchaczy uznałoby, że większość kazań, choć nie tak szkodliwych jak głos pana Beechera, jest jednak „bezużyteczna” i nie jest niczym więcej, jak tylko stratą czasu. Gdyby podlegali tej zasadzie, iluż z nich stwierdziłoby, jak sugeruje pan B., że naprawdę „nie ma możliwości, by uwierzyli” w to, co słyszą? Kierując się tym biblijnym testem, ileż teorii, które pochłaniają cenny czas, a także dezorientują i wprawiają w zakłopotanie, zostałoby odrzuconych jako „bezużyteczne”?*
* Polecamy tego rodzaju test również w stosunku do nauk prezentowanych w Strażnicy. Jeśli uznacie, że ich fundamenty nie są oparte na naukach Słowa Bożego, powinniście zrezygnować z prenumeraty. Jeśli stwierdzicie, że nauki tego wydawnictwa są zbudowane na Piśmie Świętym i są przez nie wspierane, da wam to większe zaufanie do rozwijającego się planu Boga, który Strażnica stara się przedstawiać.
Pamiętajmy jednak zawsze, że nie powinniśmy decydować, co jest prawdą, a co błędem, na podstawie naszych uprzedzeń i upodobań, ale na podstawie Słowa Bożego. Nie sugerujmy się też naszym ogólnym wrażeniem co do tego, czego ono uczy, ani też nie opierajmy się na pojedynczych fragmentach niedoskonale zapamiętanych, ale na uważnym badaniu tekstu i kontekstu.
Każdy nauczyciel, który nie cytuje tekstu, na którym opiera swoją argumentację, prezentowaną jako biblijną, jest niegodny miana nauczyciela lub wykładowcy, a jego poglądy nie są godne studiowania. Tych, którzy cytują, powinno się dokładnie sprawdzać, aby nie tylko mieć pewność, że Słowo Boże jest traktowane uczciwie i sprawiedliwie, ale także by wpoić sobie prawdę do serca.
„Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia zgodnie mieszkają” (Ps.133:1); tylko że prawda i błąd, światło i ciemność nie są braćmi, lecz nieubłaganymi i wiecznymi wrogami, i zawsze takimi byli, odkąd narodził się błąd – prawda bowiem jest wieczna. I chociaż synowie światłości i prawdy muszą z samej swej natury kochać ludzi i współczuć im jako członkom wspólnej rasy oraz kiedy tylko mogą – dobrze im czynić, to jednak nie powinni współczuć w błędnym postępowaniu tym, którzy stali się dziećmi ciemności i których wpływ jest sprzeczny z prawdą. Dlatego, chociaż nie zranilibyśmy ani włosa na ich głowie i nawet nie próbowalibyśmy powstrzymać ich wolności w przedstawianiu błędu (ponieważ czas wiązania zła jeszcze nie nadszedł w pełni), to jednak powinniśmy śmiało obstawać przy prawdzie; nie wolno nam uchylać się od głoszenia prawdy i wykazywania błędu, w przeciwnym razie nie jesteśmy godni miejsca lub miana pośród tych, którzy nazywają się „dziećmi światłości”.
A to jest droga wyznaczona jako prawdziwa ścieżka miłości. Miłość do Boga jest ponad wszystkim, na drugim zaś miejscu Jezus stawia miłość do Słowa Bożego (Mar. 8:38). Apostoł twierdzi, że prawdziwa miłość nie tylko „raduje się z prawdy”, ale „nie raduje się z niesprawiedliwości” (1 Kor. 13:6). Uczy, że ci, którzy przejawiają prawdziwą miłość, nie powinni mieć „nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, ale je raczej” STROFOWAĆ (Efezj. 5:8,11). Czytamy: „Każdy, kto wykracza poza naukę Chrystusa, a nie pozostaje w niej, ten nie ma Boga. Kto pozostaje w nauce Chrystusa, ten ma i Ojca, i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki [czyli przynosi jakąś inną], nie przyjmujcie go do domu ani go nie pozdrawiajcie. Kto bowiem takiego pozdrawia, staje się uczestnikiem jego złych uczynków” (2 Jana 1:9‑10). „Bóg, który rozkazał, aby z ciemności zabłysnęło światło, ten zabłysnął w naszych sercach, aby zajaśniało w nas”, „abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do swej cudownej światłości”. „Cóż bowiem wspólnego ma sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo jaka jest wspólnota między światłem a ciemnością? Albo jaka zgoda Chrystusa z Belialem, albo co za dział wierzącego z niewierzącym? […] Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego nie dotykajcie” – 2 Kor. 6:14‑17.
====================
— Maj 1885 r. —
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: