R5052-207 Jak święty Piotr został ukarany za zaparcie się Pana

Zmień język 

::R5052 : strona 207::

Jak święty Piotr został ukarany za zaparcie się Pana

„Szymonie Jonaszowy, miłujesz mię więcej niżeli ci?” – Jan 21:15-17

Kontekst ujawnia, że słowa te były wypowiedziane do Piotra, przez Zbawiciela przy Jego trzecim ukazaniu się uczniom po Jego zmartwychwstaniu. Było to prawdopodobnie około trzy lub cztery tygodnie po zmartwychwstaniu Pana. Jego ukazanie się Marii w poranku Jego zmartwychwstania, oraz późniejsze nieco pokazanie się dwóm uczniom idącym do Emmaus, widocznie nie brane tu są pod uwagę,  lecz Jego pokazanie się tego samego wieczora wszystkim uczniom oprócz Tomasza, w wieczerniku, zostało pokazane za pierwsze. Zaś Jego pokazanie się uczniom tydzień później, gdzie obecnym był i Tomasz, za drugie.

Znaczna przerwa pomiędzy tym drugim a trzecim ukazaniem się Mistrza, była niezawodnie w celu wypróbowania wiary w Apostołach, i w celu pobudzenia ich do podjęcia decyzji co do dalszego ich postępowania, którą Jezus chciał skorygować. Na ile możemy zrozumieć z zapisu, przynajmniej dwie niedziele przeszły bez żadnej manifestacji Jezusa w stosunku do uczniów, i potem, porzucając nadzieję, postanowili powrócić z powrotem do rybołówstwa, co też uczynili. Podróż do Galilei i wznowienie pracy łowienia ryb, zabrało prawdopodobnie jeszcze jeden tydzień czasu.

Podczas tych trzydziestu dni umysłowe napięcie, w jakim Apostołowie i inni uczniowie się znajdowali, możemy sobie lepiej wyobrazić aniżeli opisać. Oni byli zakłopotani, mieli faktycznie dowody zmartwychwstania ich Mistrza; mieli zwróconą uwagę na Pisma wykazujące, że to było konieczne i że Bóg wcześniej to zaplanował. Oni mieli nadzieję na kolejne rozmowy z Jezusem i że On im powie wyraźnie, co mają teraz czynić.

Zamiast tego,  zostawieni samym sobie, uczniowie całkowicie się zniechęcili. Oni opuścili wszystko i poszli za Nim, aby ogłaszać ludowi, że On był Synem Bożym, onym od dawna obiecanym Mesjaszem; że On wkrótce ustanowi Swoje królestwo i zleje Boskie błogosławieństwo, najpierw na Izraela, a później przez Izraela na wszystkie rodzaje ziemi, w harmonii z Przymierzem Abrahamowym. Teraz najwidoczniej cała ich nadzieja została udaremniona, roztrzaskała się. Jak niedorzecznie myśleli  gdyby teraz starali się ludzi przekonywać, że ten człowiek, ukrzyżowany jako szarlatan i bluźnierca był rzeczywiście Mesjaszem! Jak niedorzecznym byłoby ogłaszać o Jego zmartwychwstaniu! Zdawało im się, że nie mogą postąpić inaczej jak tylko pozostawić swoją służbę jako przegraną sprawę; i powrócenie do dawnego rzemiosła było właściwym wnioskiem.

ŁOWILI CAŁĄ NOC

Pierwsza ich noc była niefortunna, nic nie złowili. To naprawdę wyglądało, się jakby Bóg ich karał za to, że stali się uczniami Jezusa – wszystko szło źle. Lecz nie tak; była to jedynie potrzebna dla nich nauka.

Rankiem zauważyli jakiegoś mężczyznę na brzegu, który skinął na nich i zapytał czy nie mają ryb na sprzedaż. Odpowiedzieli, że nie mają, bo nic nie złowili. Nieznajomy zasugerował, aby zapuścili sieć po drugiej stronie łodzi. I chociaż ta sugestia wydawała się niedorzeczna po całonocnym niepowodzeniu, oni to jednak  zrobili, i sieć została momentalnie napełniona rybami! Niewiele czasu potrzeba im było do zrozumienia danej im lekcji. Instynktownie poznali, że tym nieznajomym na brzegu nie mógł być kto inny, jak tylko ich Mistrz. Oni przypomnieli sobie podobne  wydarzenie, gdy po raz pierwszy byli wezwani by opuścić sieci i stać się rybakami ludzi.

Cała ich uwaga była skupiona na rybołówstwie, lecz teraz łodzie, sieci, ryby i wszystko inne straciło dla nich wszelką wartość w ocenie tych rybaków. Oto stał przed nimi ich zmartwychwstały Pan, za którego trzecim ukazaniem się oczekiwali już blisko trzy tygodnie. Św. Piotr, obawiając się, aby Mistrz nie zniknął zanim łódź dopłynie, wskoczył do wody i popłynął do brzegu. Ku swemu zdziwieniu zauważył, że nieznajomy miał już ryby i do tego już upieczone. Wszyscy zostali zaproszeni do wspólnego śniadania nad brzegiem.

Nieznajomy ten, nie miał na sobie takiego samego ubrania, jakie kiedyś nosił ich Pan; nie miał także żadnych znaków na rękach i nogach od gwoździ, po których to znakach mogliby Go łatwo rozpoznać. Tym razem ukazał się w zupełnie innej postaci. Mimo to oni Go poznali, tak samo jak poznali Go ci dwaj uczniowie idący do Emmaus, nie z powierzchownego wyglądu, ale z błogosławienia chleba. Tak i teraz poznali od razu, że nikt inny tylko ich Mistrz mógł taki cud uczynić. Nie pytali się więc kim On jest, bo czuli się wielce onieśmieleni; jako czytamy: „I żaden z uczniów nie śmiał Go pytać: Ty ktoś jest?”, lecz wszyscy wiedzieli że to był Pan.

„MIŁUJESZ MIĘ WIĘCEJ”

Nieznajomy  zaadresował te słowa szczególnie do Piotra mówiąc: Miłujesz mię więcej aniżeli te rzeczy, aniżeli łodzie, sieci i wszystko odnoszące się do rybołówstwa? Piotr odpowiedział: „Tak jest Panie! Ty wiesz, że cię miłuję”. Te słowa wypowiedział wyrażając swą miłość. Jezus mu rzekł: „Paśże baranki moje”.

To samo pytanie stawione było Piotrowi drugi raz: „Szymonie Jonaszowy! miłujesz mię?”  Piotr odczuł wielką presję. Czemu Mistrz jego tylko miłość kwestionował? Czemu to pytanie stawiał  tylko jemu a nie drugim? Czyżby dlatego, że on był pierwszym, który podał myśl powrotu do rybołówstwa? Czyżby go Pan chciał za to winić? Lecz odrzekł: „Tak jest Panie! Ty wiesz, że cię miłuję”. Tym razem rzekł mu Jezus: „Paśże owce moje”. Po raz trzeci pyta Jezus Piotra: „Szymonie, Jonaszowy! miłujesz mię?” Stawiając to samo pytanie po raz trzeci, pomimo podwójnego zapewnienia Piotra o jego miłości, wyglądało jakoby Pan kwestionował serdeczność i głębokość miłości Piotra. Ach! to trzecie pytanie musiało mu przypomnieć  scenę, jaka się rozegrała przed domem Kajfasza, gdzie zaparł się swego Mistrza po trzykroć, nawet z przysięgą. A teraz, Jezus po trzykroć zapytuje się go, czy on Go miłuje. Zasmucił się Piotr i z łkaniem odpowiedział: „Panie! Ty wszystko wiesz, Ty znasz, że cię miłuję”. Odpowiedź Pana była: „Paśże owce moje”.

Według tych słów Mistrza wypowiedzianych do Piotra, główną pracą Pańskich naśladowców, miało być służenie duchowym potrzebom owiec. Jest to w pełnej harmonii z tym, co Św. Paweł adresując do starszych Zboru Efeskiego, udzielił im takiej rady: „Pilnujcież samych siebie i wszystkiej trzody, w której was Duch Święty postanowił biskupami, abyście paśli Zbór Boży” (Dz. Ap. 20:28). Zachodzi tu pewna kwestia, że jest to zbyt często przeoczane. Gdyby wszyscy naśladowcy Pana zdawali sobie sprawę z tego, że polecenie dane Św. Piotrowi dotyczy nas wszystkich, być może zaszłaby wielka zmiana w większości naszych kazań.

NASZE MYLNE METODY

Czyż Chrześcijanie w ogólności nie przeoczyli tej ważnej lekcji, mianowicie, że główną pracą sług i pod-pasterzy Pana w obecnym czasie, jest paść trzodę Pańską? Czyż nie jest prawdą, że stosunkowo w małym stopniu ta praca jest wykonywana? Wprost przeciwnie, myśl zwykle przyjęta przez nawróconych jest, że jesteś już zbawiony, idź, nauczaj, przyprowadzaj innych do Chrystusa – szczególnie przynoście pieniądze, bo z mnóstwem pieniędzy możemy nawrócić świat. Praca dla Jezusa przez nagabywanie do dawania funduszy na wydatki kościelne, rozbudowę itd.

Gdy wyznawca ma pewne myśli lub pytania, często się zdarza że nauczyciele nie wiedzą co mu odpowiedzieć i po prostu mówią, „Nie rozmyślaj tak dużo, staraj się więcej działać”. Niestety, ale  to prawdziwe! Jagnięta powinny być karmione, aby się mogły stać owcami. „Owce” powinny być doglądane, prowadzone i owce również powinny być karmione pokarmem twardszym aniżeli jagnięta. Św. Piotr daje tą myśl, gdy przy pewnej okazji nakłania swoich słuchaczy by żądali: „Szczerego mleka Słowa Bożego, aby przez nie urośli” – 1 Piotra 2:2.

Jak niewielu naśladuje Św.Piotra w odniesieniu do tych metod. Mało jest takich, którzy to rozumieją i stosują się do słów Mistrza wypowiedzianych do Piotra: „Paśże baranki moje” i „paśże owce moje”. Jako wynik tego, kościół Chrześcijański znajduje się w stanie duchowego głodu. Wielu, szczerych w sercu, nie wiedzą w co wierzyć. Dla wielu jest niemożliwym stosować się do napomnienia Św. Piotra: „Bądźcie zawsze gotowi ku daniu odpowiedzi każdemu domagającemu się od was rachunku o tej nadziei, która jest w was, z cichością i z bojaźnią mając sumienie dobre” – 1 Piotra 3:15.

PRZYCZYNY ZANIEDBYWANIA NAUK CHRYSTUSOWYCH

Są dwa powody, które prowadzą do zaniedbywania nauk Chrystusowych – nauk Pisma Świętego. Te dwa powody w pełni wyjaśniają, dlaczego tak wielu misjonarzy mówi swoim nowo nawróconym wyznawcom: Mniejsza o doktryny Chrystusowe, idź raczej i staraj się nawracać drugich.

Pierwszym powodem tego jest błędne przypuszczenie, które przeważało podczas Ciemnych Wieków, mianowicie, że od momentu zesłania Ducha Świętego do wtórego przyjścia Chrystusa, jest przeznaczony  czas przez Ojca Niebieskiego na nawrócenie świata; że On dał takie polecenie Swemu ludowi i że gdyby ludność świata nie została nawrócona to odpowiedzialność za to, że nienawróceni pójdą na wieczne męki, spadnie na Jego lud.

Całe to przypuszczenie jest mylnym. Pismo Święte nie mówi ani słowa o tym, aby Kościół miał polecone nawrócić świat, przed wtórym przyjściem Pana. Przeciwnie, ono wyraźnie pokazuje, że przy wtórym przyjściu Chrystusa, świat nie będzie nawróconym. Szczególnie księga Objawienia mówi nam, że gdy Pan przy Swoim wtórym przyjściu zacznie ustanawiać Swoje Królestwo, narody b ędą rozgniewane i gniew Boży spadnie na nie, sprawiając  tym samym „czas wielkiego uciśnienia”, jakim według słowa proroczego zakończyć się ma obecny wiek.

Świadectwa te nie dowodzą, że zaniknie  wszelka świętość, ani że lud Boży stanie się niewiernym, ale dowodzą, że świat w ogólności nie będzie ludem Pańskim, oni ciągle będą nieprzyjaciółmi, Poganami, czyli nienawróconymi. Nie twierdzimy jednak, że Kościół nic nie robi ze światem. Przeciwnie, chociaż Kościół nie otrzymał od Pana polecenia by nawrócić świat w obecnym wieku – bo dzieła tego ma dokonać w wieku przyszłym, w łączności z Panem i Jego Królestwem – to jednak otrzymał polecenie by wykonywał dzieło świadczenia w obecnym wieku.

Świadkowie Kościoła mieli ogłaszać Mesjasza i poselstwo łaski Bożej tym, którzy mają uszy ku słuchaniu, aczkolwiek takich miało być niewielu. Po drugie,  Kościół miał świadczyć światu przez wierność zasadom sprawiedliwości, aby przez to mogli ogłaszać cnoty Tego, który ich powołał z „ciemności ku dziwnej Swojej światłości”. Lecz świadczenie to nie było w celu nawrócenia świata, ale w celu wybrania ze świata potrzebnej liczby tych, co mieli stanowić Małżonkę Chrystusową.

DRUGA PRZYCZYNA

Jak pierwszy błąd dotyczył nawrócenia świata do Pana, tak drugi odnośnie tego: co by się stało gdyby świat nie został nawrócony. Gdy uwierzono w błędną naukę, że wszyscy, którzy nie usłyszą i nie przyjmą powołania i nie staną się członkami Oblubienicy Chrystusowej, pójdą na wieczne męki, to czyż można się dziwić, że wiara w tę naukę doprowadziła wielu dobrych ludzi do błędnych pojęć względem tego, co należy czynić, aby swoją rodzinę, sąsiadów  i miliony Pogan zachować od rzekomych wiecznych mąk?

Tego rodzaju błędne pojęcia sprawiły, że tych, co przyjmowali Chrystusa, nie zachęcano do karmienia się Słowem Bożym i do wzrastania w Panu, ale raczej wzbudzano w nich manię gorliwości nawracania drugich. To szaleństwo  doprowadziło znowu do różnych niedorzecznych nauk i praktyk, których my się teraz stopniowo wyzbywamy, w miarę, gdy poznajemy jak wielką omyłkę popełniono.

Jak dziwnym jest, że przedtem nie pomyśleliśmy o niedorzeczności naszego stanowiska w tej sprawie; ani, jak to błędnie przedstawiło naszego Niebieskiego Ojca, w najbardziej obrzydliwym świetle! Jak dziwnym że ktoś nawet mógł pomyśleć, że gdy Ojciec Niebieski wysłał powołanie tym, którzy mają uszy ku słuchaniu, aby się stali współdziedzicami z Jezusem Chrystusem ich Panem, to jednocześnie zagroził wiecznymi mękami wszystkim, którzy nie zechcą przyjąć nader trudnych warunków tego powołania – nie zechcą wstąpić na „wąską drogę” naśladowania Jezusa, zaparcia samych siebie, itd.

Słusznie zapewnia nas Pismo Święte, że wierni nie mają „boju przeciwko krwi i ciału”, ale raczej przeciwko „duchowym złościom” – przeciwko złośliwym duchom, które są wysoko i wywierają wielki wpływ na umysły ludzkie (Efez. 6:12). Dobrze powiedział Apostoł, że bóg świata (wieku) tego oślepił zmysły w niewiernych, aby światłość Ewangelii Chrystusowej ich nie oświeciła (2 Kor. 4:4). Dość wyraźnie możemy widzieć jak w średnich wiekach udało mu się wystawić światłość za ciemność a ciemność za światłość.

INNA LEKCJA

Nie powinniśmy opuścić tego tekstu, nie przypomniawszy sobie najbardziej budującej nauki, jakiej on nam dostarcza, co do sposobu napominania i strofowania naszych braci, gdzie zajdzie tego potrzeba. Na ile zapiski wskazują, to potrójne zapytanie się Piotra odnośnie jego miłości ku Panu było jedynym upomnieniem udzielonemu mu jako podkreślenie lub karę, jaką mu Pan wymierzył, za jego zaparcie się Pana nocy, w której był zdradzony.

Gdyby ktoś z nas był na miejscu Jezusa, to uważałby może za konieczne zmusić Piotra do pokornego przeproszenia nas, zanim byśmy zechcieli mieć z nim cokolwiek do czynienia. Bylibyśmy może skłonni wymawiać mu jego słabość, jego niewdzięczność i donieść mu, że on powinien lepiej wiedzieć itp. Nasze poczucie sprawiedliwości gotowe jest w wielu wypadkach całkiem zaćmić zmysł miłosierdzia i sympatii, którymi również odznaczać się mamy. Lecz nie tak rzecz się miała z Mistrzem. On wiedział, że Piotr był w swoim sercu Jemu wierny. Wiedział, że on już gorzko płakał swojego zaparcia się Pana. On wiedział, że uczucie wstydu przygniatało go już dosyć i że sama myśl ponownego spotkania się z Panem, którego się zaparł, była dla niego dosyć upokarzającą.

Z pewnością to było z sympatii do Piotra i oceniając, że te myśli i uczucia mogłyby Piotra całkiem zniechęcić, Pan wspomniał na Piotra przed wszystkimi innymi Apostołami, kiedy w dniu Swego zmartwychwstania rzekł do Marii, której się najprzód ukazał: „Idź opowiedz uczniom moim i Piotrowi” – niechaj się jemu nie zdaje, że jest odrzucony. Niechaj wie, że ja o nim myślę, że go miłuję, sympatyzuję z nim i przebaczyłem mu, bo wiem, że on uczynił to w sresie.

NAŚLADUJMY METODY MISTRZA

Jeżeli tedy Pan i Mistrz nasz wystawił nam taki wzór dobroci i przebaczania bez wymówek, to jak my z lekcji tej korzystamy? Do jakiego stopnia odpuszczamy naszym winowajcom i do jakiego stopnia zbliżamy się do nich, choćby na pół drogi, aby im dać poznać, że uprzedzenia ani gorzkości do nich nie czujemy? Do jakiego stopnia staramy się im posłać słowo, że myśli i uczucia nasze ku nim są uprzejme i wspaniałomyślne? A gdy się zdarzy wypadek, że byłoby właściwym coś powiedzieć, to czyż nie byłoby rzeczą wskazaną skorzystać z lekcji udzielonej nam przez Pana i w duchu miłości zapytać się błądzącego, czy ma on właściwą miłość, a gdy on przyznaje się do miłości, zapytać go czy jest pewny, że jest to właściwy rodzaj miłości?

Bez wątpienia, że nasze powodzenie, jako sług Pańskich w karmieniu braci, stadka i w pomaganiu im zamiast utrudnianiu, będzie w proporcji na ile my pamiętamy i naśladujemy Jego przykładów i metod. Więc, dlatego karmiąc Jego trzodę miejmy zawsze przed sobą Onego wielkiego Pasterza i Jego wzór jak należy postępować z trzodą.

====================

— 1 lipca 1912 r. —