R4160-102 Studium biblijne: „Idę, abym go obudził”

Zmień język

::R4160 : strona 102::

„Idę, abym go obudził”

— JanA 11:1-57 — 12 kwietnia —

Złoty tekst: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot” – w. 25

POD KONIEC misji naszego Pana opozycja rządców żydowskiego kościoła wzrosła do tego stopnia, że Jezus był zmuszony opuścić Judeę i udać się do Berei. Zatrzymał się na krótki czas w okolicy gdzie Jan nauczał, gdy Pan był ochrzczony. Gdy tam przebywał otrzymał od Marty i Marii wiadomość następującej treści: „Panie, oto ten, którego miłujesz, choruje”. Z tego dowiadujemy się, że Łazarz, młodszy brat Marii i Marty, był bliskim przyjacielem Jezusa. Wiadomość ta była krótka; nie nalegano na Jezusa aby przyszedł, lub uczynił cud, a tylko zawiadomiono Go o stanie chorego. W pewnym znaczeniu to uwiadomienie może posłużyć za wzór modlitwy dla chrześcijan. Lud Boży może zawsze udawać się do Pana z zupełnym zaufaniem, że otrzyma współczucie i pomoc we wszystkich sprawach, doczesnych i duchowych. Na początku może czuliśmy się prosić Boga ażeby nasza wola była na ziemi (jeżeli już nie w niebie), lecz z czasem gdy wzrastamy w łasce i w duchu poświęcenia, dochodzimy do takiego stanu jak były Maria i Marta, czyli zadowolimy się gdy nasze kłopoty przedstawimy Panu, będziemy oczekiwać na Niego i z wdzięcznością przyjmiemy cokolwiek On uzna za najlepsze dla nas uczynić.

Pan wtedy powiedział — zapewne tak, że i posłaniec Marii i Marty słyszał i mógł im to donieść — „Ta choroba nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej, aby był uwielbiony Syn Boży przez nią”. Nie mamy przypuszczać, że Pan mylił się, że spodziewał się, iż Łazarz nie umrze, a raczej, że on nie pozostanie w grobie, gdyż On go wzbudzi ze snu śmierci. Gdy po dwóch dniach Jezus podał myśl, że mają wracać do Betanii w Judei, uczniowie bali się tam iść. Pan zapewnił ich, że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. On naprzód wiedział wszystkie okoliczności i przewidział, że cud, który zamierzał dokonać, wprowadzi Jego nieprzyjaciół w zamieszanie na jakiś czas, co da Mu możność wrócić do Berei. Pan powiedział uczniom powód, dla którego musieli iść do Judei, gdy rzekł: „Łazarz przyjaciel nasz śpi, ale idę abym go ze snu obudził”. Gdy uczniowie nie zrozumieli tego, tedy Pan powiedział im wyraźnie: „Łazarz umarł”.

Jak w każdym przedmiocie mogą być różne punkty zapatrywania, tak i w tym. Biorąc z punktu rzeczywistego wydarzenia, pomijając Boskie miłosierdzie i moc wskrzeszenia, o Łazarzu byłoby właściwym powiedzieć, że był martwym w takim samym znaczeniu, jakbyśmy powiedzieli o każdym niższym stworzeniu. Biorąc to jednak z punktu wiary w Boga i w obietnice dane Abrahamowi, że w jego nasieniu będą błogosławione wszystkie rodzaje ziemi, z tego punktu widzenia Łazarz nie zginął jak bydlę, lecz był martwy na jakiś czas, oczekiwał aż Pan we właściwym czasie zawoła na niego, ożywi go, czyli obudzi ze snu śmierci. Przy innej okazji nasz Pan, rozmawiając z Saduceuszami, powiedział: „A iż umarli zmartwychwstaną i Mojżesz pokazał przy onym krzaku, gdy zowie Pana Boga, Bogiem Abrahamowym, Izaakowym i Jakubowym” (Łuk. 20:37). Argument naszego Pana był, że jeżeli Abraham, Izaak i Jakub umarli, bez nadziei wskrzeszenia lub zmartwychwstania, to Bóg nie mówiłby, że jest ich Bogiem. Nasz Pan zakończył argument tym, że z punktu Boskiego widzenia „Jemu wszyscy żyją”.

Musimy przyswoić sobie Boski punkt zapatrywania; musimy uczyć się myśleć zgodnie ze Słowem Bożym, które mówi nie tylko o nadziei dla chrześcijan, świętych, ale i dla wszystkich ludzi — wszyscy śpią w Jezusie. Stan śmierci wszystkich ludzi byłby aktualnym, beznadziejnym, gdyby Bóg nie zarządził zmartwychwstania w Jezusie. Ponieważ Bóg zamierzył zmartwychwstanie, więc nie mamy rozumieć, że ludzkość jest zupełnie stracona, ale że śpi w grobach. Wszyscy ci, co przyjęli tę naukę Słowa Bożego, „nie smucą się, jako drudzy, którzy nadziei nie mają”. Jeżeli wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, mamy wierzyć, że i ci, co zasnęli w Jezusie (wszyscy odkupieni Jego drogocenną krwią, cały rodzaj Adamowy), wszyscy mają korzystać z Jego ofiary i że Bóg przez Jezusa wywiedzie ich z grobu (1 Tes. 4:13,14). On naprzód wzbudzi Kościół. Kościół będzie uczestnikiem pierwszego, czyli głównego zmartwychwstania, a zarazem uczestnikiem chwały, czci i nieśmiertelności. Następnie, Pan w Tysiącleciu wzbudzi ze snu śmierci, wyprowadzi z szeol, z hades, wszystkich ludzi, przyprowadzi ich do znajomości prawdy i jeżeli ze szczerego serca przyjmą Jego poselstwo, to przez restytucję podniesie ich ze stanu grzechu i śmierci do zupełnego zmartwychwstania i doskonałego żywota. Wszyscy, którzy ufają w Panu, nie potrzebują smucić się w obliczu śmierci tak jak inni ludzie, ale mogą radować się w Nim.

PRYJACIELE SMUTNI, A JEZUS RADOWAŁ SIĘ

Karol Spurgeon, przy pewnej okazji obrał za temat swego kazania słowa następującego tekstu: „I raduję się dla was (abyście wierzyli), żem tam nie był, ale pójdziemy do niego”. Dobrze jest, gdy lud Boży w czasie strapień, smutku, kłopotów, chorób lub cierpień z wiarą spogląda ku Bogu, pamiętając, że te kłopoty i łzy pod Jego opatrznością mogą się zamienić w błogosławieństwo. Ilustrację tego mamy w naszej lekcji. Maria i Marta, usługując choremu bratu i wiedząc o tym jak bardzo Pan miłował Łazarza, uwiadomiły Go o chorobie swego brata, pozostawiły tę sprawę Panu, ufając Jego mądrości i łasce. Pan jednak dozwolił, aby zostały pogrążone w smutku aż do cieni grobowych. Brat ich umarł i pogrzebały go. Mistrz, któremu ufały jako Mesjaszowi, nie uleczył choroby, nie uchronił od śmierci, a nawet nie dał znać o sobie przez kilka dni, a rozmawiając o tym wyraził się: „raduję się”. Jak mamy to rozumieć? Następne Jego słowa wyjaśniają to, „raduję się dla was”. Podobnie może zdarzyć się nam, że Pan będzie rad, gdy dopuści próby, smutek, trudności i łzy dla naszego dobra, abyśmy przez to otrzymali pewną ważną lekcję, której nie moglibyśmy się tak dobrze nauczyć w inny sposób. Jedną z takich lekcji jest, abyśmy się nauczyli ufać Jemu, pomimo że niekiedy nie możemy zrozumieć Jego postępowania z nami; mamy pamiętać na Jego obietnicę, że: „wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu tym, którzy według postanowienia Bożego powołani są” (Rzym. 8:28). W wypadku, który rozważamy, choroba i śmierć brata była częścią tych wszystkich rzeczy, które niezawodnie były opatrznościową nauką dla obu sióstr. Na pewno te wielkie doświadczenia nauczyły ich cennej lekcji, która niewątpliwie przygotowała ich do bliższej społeczności z Panem i była dla ich wiecznego dobra.

Szlachetne uczucia Apostołów są okazane w słowach jednego z nich. Tomasz, mówiąc do innych uczni, nalegał, aby nie opuścili Mistrza, jeżeli On zamierzał iść do Judei, oni powinni iść za Nim. Rzekł On: „Pójdźmy i my abyśmy z Nim pomarli”. Wszyscy uczniowie mieli tego ducha odwagi, gdy chodzili z Panem. Tchórzostwo, jakie okazali w pamiętną noc, gdy Pan był zdradzony, daje się wytłumaczyć tym, że Pan nie przyjął ich pomocy (którą Piotr szczególnie okazał). Ci sami ludzie, którzy zaryzykowali życie, aby towarzyszyć Jezusowi, niepopularnemu prorokowi, choćby i na śmierć, nieco później opuścili Go i uciekli. Nauka z tego dla nas, a szczególnie dla tych, którzy czują się odważnymi w sprawach Pańskich, nawet gotowi umrzeć dla Pana, jest, aby czuwali i modlili się, by mogli w tym usposobieniu wytrwać a nie upaść, gdy przyjdą nawałności.

ŻYDZI PŁAKALI I JEZUS PŁAKAŁ

W owych czasach był zwyczaj opłakiwania zmarłego przez siedem dni. Widocznie Maria, Marta i Łazarz pochodzili z zamożnej i wpływowej rodziny, toteż, gdy Łazarz umarł, wiele przyjaciół przyszło, aby w żałobie opłakiwać jego śmierć. Jezus nie uważał za wskazane iść wpierw do domu Łazarza a następnie do jego grobu, gdyż wiedział, że tam było dużo płaczków. Zatrzymał się więc w pewnej odległości od Betanii i zawiadomił siostry o Swoim przybyciu. Gdy nadeszła wiadomość, że Jezus idzie, Marta wyszła na Jego spotkanie. Maria strapiona płakała, może czując się zawiedzioną, że słowa Jezusa, iż „choroba ta nie była na śmierć, ale dla chwały Bożej”, nie spełniły się; pozostała w domu, nie wyszła na spotkanie Jezusa; jak gdyby chciała w ten sposób wyrazić: „Miałyśmy wielką nadzieję do ostatniej chwili, lecz teraz już jest za późno; opuściłeś tak dobrą sposobność, jesteśmy teraz pogrążone w smutku, cóż nam teraz pomożesz? Łazarz umarł”. Gdy Marta spotkała Jezusa, przywitała Go tymi słowy: „Panie, byś tu był, nie umarłby brat mój, ale i teraz wiem o cokolwiek byś prosił Boga, dać to Bóg”. Słowa te były do pewnego stopnia wymówką a zarazem sugestią, jakby Marta chciała powiedzieć, dlaczegoś nie przyszedł? Pomimo to ja jeszcze ufam w Tobie, wierzę, że Ty jesteś Mesjasz. Pan jej odpowiedział:

„WSTANIEĆ BRAT TWÓJ”

Możemy tu zauważyć, że nasz Pan nie mówił, twój brat nie zasnął, on nie umarł. Pan raczej zwrócił jej uwagę na zmartwychwstanie. Czy my jesteśmy mądrzejsi niż On? Czy my, będąc Jego uczniami, moglibyśmy uczynić inaczej, lub coś przeciwnego Jego nauce? Odpowiedź Marty pokazuje, że ona Go dobrze zrozumiała. Jej pogląd był taki jak wszystkich wierzących żydów naówczas, że nadzieja umarłych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych jest w zmartwychwstaniu, w ostateczny dzień, przy końcu wieku, gdy nadejdzie ten wielki dzień tygodnia siedem tysięcy lat długiego. Pan nie sprzeciwiał się jej, chciał raczej, aby Marta stopniowo zrozumiała, co On zamierzał uczynić przy tej okazji, dlatego wyjaśnił jej, że moc zmartwychwstania, przez którą wszyscy będą wzbudzeni we właściwym czasie, jest w Nim. — „Jam jest zmartwychwstanie i żywot”. Każdy wierzący w Mię, choćby umarł, żyć będzie, a zatem ten, co będzie żyć i dalej wierzyć w Niego, nigdy nie umrze. Następnie Pan zapytał Marty czy ona wierzy w tę naukę, w Jego moc i w dzieło, jakie On dokona w przyszłości. Marta odpowiedziała, że wierzyła, iż On jest Mesjasz i Syn Boży, który miał przyjść na świat. Po tych słowach Marta odeszła niespostrzeżenie i zawoławszy Marię, rzekła: „Jest tu nauczyciel i woła cię”.

Jeżeli Maria miała jaką urazę do Pana, z powodu jawnej obojętności i zaniedbania ich sprawy, wszystko od razu znikło, gdy usłyszała, że ją Mistrz woła. Prędko pobiegła do miejsca gdzie Pan był, widocznie gdzieś w okolicy grobu, ponieważ żydzi, którzy pocieszali ją w domu, idąc za nią mówili: „Idzie do grobu, aby tam płakała”. Gdy później Pan zapytał: „Gdzieście go położyli?” nie znaczyło, że nie wiedział o tym. Użył tego grzecznego wyrażenia, raczej jakby chciał zapytać, czy możemy iść do grobu? Zaprowadźcie Mię. Ten, który widział Natanaela pod figowym drzewem, zapewne wiedział nie tylko, że Łazarz umarł już cztery dni temu, ale i gdzie był pochowany. Ten, który nie potrzebował, aby mu kto mówił co jest w człowieku, na pewno wiedział mniejsze rzeczy, łatwiejsze do rozeznania.

Gdy Maria ujrzała Pana, pomimo że przedtem czuła do Niego pewien żal, upadła do Jego nóg i przez łzy rzekła: „Panie, byś tu był, nie umarłby brat mój”. Nastała chwila milczenia —umiłowana osoba u stóp Pana, zalana łzami, licznie zebrani żydzi też płakali — według greckiego oryginału głośno jęczeli. Jaki wpływ to wywarło na Pana? Czy był On zimny, ponury, odrażający? Nie, raczej jak jest o Nim napisane: „Skuszony na podobieństwo nas” (Żyd. 4:15). Pan był pełen współczucia, On dobrze rozumiał stan śmierci, że jest przekleństwem ciężącym na rodzaju ludzkim. Pan nie mówił nic takiego, aby zapewnić Marię i Martę, że Łazarz jest w niebie, On mówił prawdę, jak przy innej okazji zaznaczył, „A nikt nie wstąpił do nieba” — Jana 3:13.

Odczuwając głęboką boleść, jaka gnębi rodzaj ludzki, o czym Apostoł mówi: „Wszystko stworzenie wespół wzdycha i boleje”, Pan zapłakał. Ten najkrótszy wiersz w Biblii, „I zapłakał Jezus” daje nam solenne zapewnienie, że Pan współczuje z nami, On wie jakim ulepieniem jesteśmy, pamięta, że jesteśmy prochem. Wiersz ten również zapewnia nas, że prawdziwym jest to, co Bóg obiecał, iż wszystkie nasze doświadczenia będą współdziałały dla naszego dobra, jeżeli będziemy należeć do Niego i jeżeli będziemy wyciągać z tych doświadczeń odpowiednią naukę. Jest godnym uwagi, że wyraz grecki określający płacz innych ludzi oznacza jęk, zaś w stosunku do naszego Pana jest użyty inny wyraz, który wyraźnie oznacza płacz. Pan ronił łzy, w smutku płakał, lecz nie donośnym głosem. Pan cierpiał i wzdychał w duchu, głęboko odczuł smutek swoich przyjaciół. Czy to nie jest nauką dla Jego naśladowców aby i oni płakali z płaczącymi, a weselili się z weselącymi.

Żydzi tam obecni zauważyli to i komentowali współczucie Jezusa, mówiąc: „Wej jakoć go miłował”. Inni zaś krytykowali Go i mówili, to jest ten, co cuda czynił, czy nie mógł pomóc swojemu przyjacielowi, jeżeli go prawdziwie miłował?

Podobnie i dziś, niektórzy są skłonni krytykować Boga, że dozwala, aby choroby, smutki i śmierć panowały. Zapytują czy Bóg nie chce czy nie może powstrzymać lub usunąć tych złych wpływów, które gnębią ludzkość? Niech naszej wiary słowa będą następujące: —

„Nie sądź Boga swym słabym umysłem
Ale ufaj mu dla Jego łaski;
Za zmarszczonymi brwiami opatrzności
Ukrywa uśmiechającą się twarz.

Grób był w skale, a wejście do grobu było zakryte kamieniem. Jezus rozkazał usunąć ten kamień. Na pewno moc, która wskrzesiła umarłego, mogła również usunąć kamień, lecz nasz Pan nie miał zwyczaju używać cudownej mocy tam, gdzie można było użyć siły ludzkiej. Tę naukę z korzyścią możemy zastosować do wszystkich spraw naszego życia. Gdy w naszych smutkach, strapieniach i kłopotach udajemy się do Pana, prosząc Go o błogosławieństwo i opatrznościową pomoc, nie powinniśmy spodziewać się pomocy Jego w sprawach, które możemy sami załatwić, gdybyśmy to czynili, to na pewno utracilibyśmy błogosławieństwo. Kto może wątpić, że ci ludzie, co odwalili kamień od grobu, nie doznali z tego pewnego błogosławieństwa? Zapewne kiedykolwiek wspomnieli o tym lub opowiadali komu o tym wypadku, zawsze nadmieniali, że oni odwalili kamień. Kto może wątpić, że przez to ważność cudu odbiła się na nich więcej. Czyńmy tedy własnymi siłami, cokolwiek jesteśmy zdolni uczynić, a oczekujmy cierpliwie na Pana w rzeczach za trudnych dla nas.

„JUŻ JEST CZTERY DNI W GROBIE”

Marta, która przed chwilą mówiła, „ale i teraz wiem, że o cokolwiekbyś prosił Boga, dać to Bóg”, teraz protestowała, aby nie odsuwać kamienia z grobu, mówiąc: „Panie, on już cuchnie, bo już jest cztery dni w grobie”. Zapewne Marta słyszała, że Pan wskrzesił córkę Jaira i syna wdowy z Naim, lecz wskrzeszenie tamtych było dokonane wkrótce po zgonie. W tym wypadku, kiedy ciało już zaczęło się rozkładać, ani Marta ani kto inny nie mógł się spodziewać, aby jaka siła mogła przyprowadzić Łazarza z powrotem do życia. Zapewne Pan miał to na myśli, gdy mówił: „Raduję się dla was (abyście wierzyli), żem tam nie był”. W tym wypadku miała być szczególna lekcja dla Jego przyjaciółek, Marii i Marty, dla Jego uczni, a także dla tych, którzy przez słowo ich uwierzą w Niego. Był to najbardziej zdumiewający cud!

Zanim Pan rozkazał Łazarzowi wynijść, wpierw modlił się donośnym głosem, wobec Apostołów i rzeszy płaczków tam zgromadzonych. Pan w ten sposób pokazał, że można modlić się publicznie. On sprzeciwiał się publicznym modlitwom Faryzeuszów na rogach ulic dlatego, że modlili się w nieodpowiednim czasie i miejscu i dlatego, że modlili się aby byli widziani od ludzi. Pan modlił się, aby dać uznanie Ojcu, aby wszyscy tam obecni widzieli, że Pan nie czyni tych cudów o własnej mocy, ale że ta moc pochodziła od Ojca, a On, jako palec Boży, dokonywał cudów.

„Jam ci wiedział, że Mię zawsze wysłuchiwasz; ale to rzekł dla ludu wokoło stojącego, aby wierzyli, żeś Ty mię posłał”. Po tej krótkiej modlitwie Pan zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wynijdź sam!” Nie szeptał półgłosem, nie zaklinał ani uprawiał kuglarstwa, ale mówił wyraźnie i głośno. W pewnym sensie ten cud jest obrazem na przyszłą chwalebną pracę naszego Pana, gdy wraz z uwielbionym Kościołem wyda poselstwo do wszystkich, co są w grobach: „Wynijdźcie sami” (Jana 5:28). Łazarz wyszedł, mając związane ręce i nogi i owinięty prześcieradłami. Łatwiej możemy wyobrazić aniżeli opisać jak wielkie zdumienie ogarnęło tych, co tam byli; do tego stopnia, że Pan był zmuszony zwrócić im uwagę na przywilej, aby rozwiązali Łazarza, bo gdy był pochowany, to usta miał zawiązane i cały był owinięty prześcieradłami. Powyższy cud był dokonany w sam czas, dla korzyści sióstr Łazarza, ich przyjaciół, jak również i dla Apostołów, gdyż wielu z nich, widząc ten cud, uwierzyło w Pana. Przez ten cud oni byli lepiej przygotowani na próby, jakie miały przyjść na nich nieco później, gdy Pan był ukrzyżowany.

W międzyczasie niektórzy ze świadków tego cudu odeszli i opowiedzieli faryzeuszom o tym wydarzeniu, a ci słysząc to stali się tym więcej zdecydowani, że Pan musi umrzeć; nie dlatego, że czynił co złego, lub że był złym człowiekiem, ale dlatego, że oni byli omotani swoimi planami i celami względem narodu żydowskiego. Mniemali, że jeżeli Jezus będzie dalej czynił taki postęp, to niezadługo masy ludzi pójdą za Nim. W takim razie rząd rzymski, który dał im wolność w rządzeniu sprawami narodowymi i religijnymi, ująłby sprawy w swoje ręce, powstałaby rewolucja i cały ich rząd byłby obalony. Zdawało im się, że dla dobra narodu trzeba było przedsięwziąć drastyczne kroki. Być może, iż w niedalekiej przyszłości, w teraźniejszym czasie żniwa, kościelnictwo zajmie podobne stanowisko względem ostatnich członków ciała Chrystusowego. Jest możliwym, że jak ówczesny Sanhedryn sprzeciwiał się Jezusowi, tak federacja kościołów, gdy zostanie zupełnie zorganizowana i ożywiona, sprzeciwiać się będzie teraźniejszej prawdzie (Obj. 13:15). Żydzi mieli wymówkę, że muszą to uczynić dla dobra sprawy. Popełnili błąd z powodu, że za wiele ufali i polegali na sobie, na swoich teoriach względem tego, jak królestwo niebieskie miało być zaprowadzone. Sanhedryn teraźniejszy popełni podobny błąd w czasach obecnych. Modląc się przez wieki: „Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja”, zupełnie błędnie pojmują znaczenie tych słów tak, że mowy o tym królestwie będą przedstawiać się im jako złe, powodujące zniszczenie.

GDZIE BYŁ ŁAZARZ?

Łazarz nie był w niebie, jak o tym świadczą słowa naszego Pena: „Nikt nie wstąpił do nieba” (Jana 3:13). Słowa Apostoła Piotra też pośrednio świadczą o tym. Piotr, mówiąc o proroku Dawidzie, zaznacza: „Dawid nie wstąpił do nieba” (Dz. Ap. 2:34). Gdzież tedy Łazarz był? Co on sam o sobie mówi? Ani słowa, nic o tym nie jest napisane. On nie mógł mówić czegokolwiek o sobie, bo nic o sobie nie wiedział, on był martwy. Gdy nasz Pan modlił się do Ojca w niebie, podniósł Swój wzrok w górę, następnie zwrócił się do grobu i zawołał: „Łazarzu, wynijdź sam” i umarły wyszedł z grobu. To, jak już zauważyliśmy, był obraz, czyli demonstracją mocy Pana. O tym mamy świadczyć, że Pan będzie mocą ożywiającą dla całego świata w przyszłości. Okazanie tej mocy Pan określił następującymi słowami: „Nie dziwujcie się temu, boć przyjdzie godzina, w którą wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego” (Jan 5:28) i wynijdą, niektórzy do zupełnej doskonałości pierwszego zmartwychwstania, a inni będą tylko wskrzeszeni, podobnie jak Łazarz, z tą różnicą, że oni otrzymają sposobność do „anastasis” czyli do zupełnego podźwignięcia z grzechu i śmierci, do zupełnej doskonałości ludzkiej natury — dostąpią zmartwychwstania procesem sądu, ćwiczenia, kary i nagrody.

Według błędnego poglądu, który stał się popularnym w chrześcijaństwie, Łazarz, będąc szczególnym przyjacielem Jezusa i miłowanym przez Niego, zapewne gdy umarł poszedłby do nieba, a nie do czyśćca lub piekła. Jeżeli tedy Łazarz był w niebie już kilka dni, czy nie dziwnym byłoby gdyby Jezus wezwał go z nieba na powrót do ziemskiego życia? Łazarz zapewne musiałby się spieszyć porzucić koronę, palmę, lub harfę i wrócić na ziemię. Nie; są to niedorzeczne pojęcia, zupełnie niezgodne z nauką, jaką zawiera nasz złoty tekst, który mówi, że Jezus jest zmartwychwstanie i żywot. Pan przez Swoją śmierć zapewnił prawo powrotu do życia dla Adama i jego całej rodziny; mocą zmartwychwstania On wyprowadzi cały rodzaj ludzki spod panowania śmierci. Łazarz utracił przytomność, gdy umarł, a w chwili przebudzenia się odzyskał przytomność z powrotem. Przez przeciąg czterech dni Łazarz spał w śmierci, jak to Jezus powiedział: „Łazarz, przyjaciel nasz, śpi”. On nie był przytomny w żadnym znaczeniu tego słowa, jak Pan wydał o tym świadectwo: „Idę abym go ze snu obudził”. Na innym miejscu Pismo mówi: „Umarli o niczem nie wiedzą … albowiem nie masz żadnej pracy, ani myśli, ani umiejętności, ani mądrości w grobie (w szeol, hades, w śnie śmierci), do którego ty idziesz” — Kazn. 9:5,10.

Wyobraźmy sobie wzbudzenie całego świata. Jak radosna będzie ta chwila, gdy jeden po drugim, wszyscy wyjdą z tego wielkiego więzienia śmierci, będą przyjmowani przez swoich przyjaciół, przekonają się, że ziemia już w znacznej mierze zażywa błogosławieństw restytucji i stopniowo postępuje ku zupełnej doskonałości, jaka była w raju, a ich przyjaciele też już uczynili postęp ku doskonałości, opływają w błogosławieństwach, przywilejach i sposobnościach, jakich królestwo Boże będzie nastręczało, a światłość znajomości Bożej będzie zalewała całą ziemię. Jak wielce się to różnić będzie od tego, jak poganie uczyli i wyobrażali sobie — przejście przez rzekę Styks, albo ich wcielenie się w inną formę życia zwierzęcego. Jak wielce różnić się to będzie od fałszywych doktryn, o ogniu czyśćcowym i o wiecznych mękach. Wielu umierało w strachu żeby się tam nie znaleźli; gdy więc ujrzą, że tak nie jest, zapewne wdzięcznym sercem będą pałać ku Bogu. Kłamstwo Szatana naonczas tylko przysporzy chwały Bogu i być może dlatego Bóg tak długo znosił i dozwalał aby Jego święte imię było kalane i potwarzane, a Jego charakter zniesławiony.

„ZMARTWYCHWSTANIE I ŻYWOT”

Z naszym złotym tekstem związana jest jeszcze głębsza myśl, której nie możemy przeoczyć. O nas, którzy wierzymy w Pana i jesteśmy usprawiedliwieni przez wiarę w Jego krew, którzy usłyszeliśmy o powołaniu do chwały, czci i nieśmiertelności, przyjęliśmy to powołanie i poświęciliśmy się zupełnie Bogu, mówionym jest niekiedy, że już mamy nowe życie, że zmartwychwstaliśmy do żywota, albo, że już przeszliśmy ze śmierci do żywota. W tych Wypadkach słowa życie i zmartwychwstanie są używane figuralnie. Liczy się nam, że porzuciliśmy starą naturę a otrzymaliśmy nową od Boga, przez spłodzenie z ducha świętego. Ta nowa natura będzie udoskonalona w pierwszym zmartwychwstaniu. Ponieważ nasza ludzka natura jest poczytana za umarłą, przeto gdy zostaliśmy spłodzeni z ducha, Pismo zupełnie słusznie i właściwie mówi o naszym obecnym stanie jako o zmartwychwstaniu, gdyż powstaliśmy ze starego sposobu życia i pragniemy, zmierzamy do nowych warunków, rozpoczęliśmy nową drogę. Obecne próby przekształcają nas, a główna część tego przekształcania będzie dokonana, gdy w rzeczywistości będziemy przemienieni z słabości do mocy, z ziemskiego ciała do duchowego, z niesławy do sławy, gdy staniemy się uczestnikami Pańskiego zmartwychwstania.

Starajmy się abyśmy weszli do tego odpocznienia i błogosławieństwa. Ten, który nas powołał do tak wzniosłych przywilejów, jest wierny i według bogactwa łaski Swojej, uczyni dla nas więcej aniżelibyśmy Go prosić albo pomyśleć mogli. „Wszystkie rzeczy są wasze … aleście wy Chrystusowi a Chrystus Boży” (1 Kor. 3:21,23). Do nas, którzy żyjemy tym figuralnie zmartwychwstałym życiem, odnoszą się słowa Apostoła: „Albowiem mnie życiem jest Chrystus” (Filip. 1:21). Dlatego, że reprezentujemy Chrystusa, jesteśmy Jego ambasadorami. Pamiętajmy, że nasza nadzieja zmartwychwstania jest w Nim, jak jest napisane: „Żywot wasz skryty jest z Chrystusem w Bogu, ale gdy się Chrystus On żywot pokaże, tedy i wy z Nim okażecie się w chwale” — Kol. 3:3,4.

====================

— 1 kwietnia 1908 r. —